Jakkolwiek by nie było, wiemy jedno: żaden ciepły kąt w ludzkim domu się nie znalazł. Więcej, to wcale nie było jakieś przypadkowe zrządzenie losu - to typowa postawa naszego świata. Być może wnętrzności się w nas przewracają na widok obojętności mieszkańców Betlejem, bo jak można być tak krótkowzrocznym i niewrażliwym na ludzką biedę? Ale czy myślimy, że betlejemscy gospodarze byli gorsi od nas? Czy dzisiaj Bóg znajduje tak łatwo miejsce w ludzkim życiu i w społeczeństwie? Czy przyjmujemy go ochoczo z drzwiami serca otwartymi na oścież? Czy w chwilach najrozmaitszych wyborów bierzemy pod uwagę, co Bóg ma nam do powiedzenia i po której stronie opowiedziałby się w poszczególnych rozstrzygnięciach? Czy Bóg obecny jest w naszej codziennej świadomości, myśleniu, rozmowach, rozrywce? Czy nie staramy się obejść bez Niego i odsyłamy go gdzieś na obrzeża miast i wsi do dzisiejszych stajni? Tam przynajmniej nam nie wadzi i nie przeszkadza.
Ktoś powie dzisiaj - "Co? Znowu Boże Narodzenie?". Taką wypowiedź można coraz częściej usłyszeć tu i ówdzie. Może i w nas dochodzą raz po raz do głosu podobne niewiadome: po co właściwie obchodzić te święta? Po co to całe zamieszanie z szopkami, świecidełkami, pasterką i choinkami? Jaki sens ma powtarzanie każdego roku w kółko tego samego...? (...)
Oto Syn Boży został wydany w nasze nieumiejętne, niezdarne ludzkie ręce, żeby się nim zajmowano. Czy istnieje stworzenie bardziej bezbronne niż noworodek? Oto leży przed nami, pachnące maleńkie ciałko. Bezbronna, naga istota... Rozczulająca i obezwładniająca. Rozmiękczająca nasze serca. Nie przyszedł, by panować wszechwładnie. Przyszedł jak każdy z nas, potrzebujący opieki i troski, niezdolny do samodzielnego życia, całkowicie zależny...
Jezus od początku był wydany za nas, dla nas, dla wszystkich. Stajenka była miejscem dostępnym dla każdego - mógł tam przyjść najuboższy pasterz i król-mędrzec - każdy. Bo Jezus rodzi się dla każdego... (...)
Jezus przyszedł do nas - nędznych i opuszczonych, do celników, grzeszników, cudzołożników. Przyszedł do Ciebie i do mnie. Od początku wiedział, co znaczy zatrwożone ludzkie serce, znał nędzę, znał pracę, znał znój i szarą codzienność. Po to, żebyśmy wszyscy czuli się Jego braćmi, żebyśmy wiedzieli, że Jego orędzie skierowane jest właśnie do nas, żebyśmy nie mogli powiedzieć: co On tam wie? Bo On naprawdę wie.
Dziś, w postaci dziecka - jest dla nas wszystkich dostępny i bliski. Zatem uciszmy nasze rozhukane serca, przyspieszone umysły, zamilknijmy na moment, by nie zakłócać spoczynku utrudzonym ludziom. Zatrzymajmy się tutaj, w małej, sennej mieścinie, gdzie w nędznym otoczeniu, wśród prostych ludzi - narodził się nam Zbawiciel. Wsłuchajmy się w szmer zadziwionych pasterskich głosów, przyjrzyjmy się Jego znużonej, szczęśliwej Matce i spokojnemu, pewnemu Bożej opieki Opiekunowi. Ta chwila jest dla nas. Dla naszej pewności, że troska naszego Ojca nigdy nas nie opuszcza, że spoczywamy w Jego dłoniach bezpiecznie. Że możemy spokojnie powierzyć Mu swój los, bo On jest przy tych, których kocha i nie zapomina o swoich dzieciach - tak, jak nie zapomina o Swoim Synu, choć trudno chyba o jeszcze cięższy los... Ale tak naprawdę nie trzeba niczego więcej. Tylko kochających ludzi wokół nas, troski, uwagi, pokoju i pewności Bożej Opieki, z której płynie radość. To wszystko było przy Jezusie w tę noc przyjścia na ten świat. I my wszyscy tylko tego potrzebujemy. Wydaje się nam, że szczęście to skomplikowana sprawa i że trzeba je zdobywać, wywalczać, poszukiwać... Szczęście, to kochający ludzie wokół nas, troska, uwaga i pewność Bożej opieki, z której płynie radość. To właśnie chwila Bożego Narodzenie która niech na zawsze pozostanie w naszych sercach