- Przedstawiciele kościoła wyszli chyba z założenia, że prościej jest prosić o przebaczenie niż o pozwolenie - mówiła w "New York Post" Teresa Toro. - To my, mieszkańcy Milton Street, okazujemy teraz dobrą wolę, że nie złożyliśmy skargi do miasta. Ja nie mam nic przeciwko pomaganiu biednym czy otwieraniu schroniska, ale uważam, że o pewnych rzeczach powinno się wcześniej dyskutować z ludźmi - dodała.
Według mieszkańców od kiedy w kościele otwarto nieoficjalne schronisko na 10 łóżek oraz zaczęto wydawać posiłki, na ulicy ustawiają się kolejki bezdomnych, którzy bardzo często są pijani i kręcą się tam w dzień i w nocy. Niemal natychmiast chodnik i ogródki stały się śmietnikiem pełnym butelek po piwie i innym alkoholu. Mieszkańcy twierdzą również, że mają teraz problem z wszami...
Mają jednak nadzieję, że uda się jakoś polubownie załatwić tę sprawę, bo nie chcą wszczynać "świętej wojny".