O całej sytuacji "SE" rozmawiał z Piotrem Pustelnikiem (67 l.), prezesem Polskiego Związku Alpinizmu i zdobywcą Korony Himalajów w latach 1990-2010.
- Czy zachowanie Denisa Urubki wygląda jak bunt?
- Nie siedzę w jego głowie. Denis być może poczuł szansę. Mógł spróbować pójść w górę, widząc teren, który wydał mu się do pokonania bez asekuracji.
- A nie wynika to z innego funkcjonowania mózgu na dużej wysokości?
- Myślę, że mózgi pracują tak samo. A ponadto on podjął decyzję w bazie, na wysokości 5000 metrów, a nie wyżej. I musiał to dobrze przemyśleć.
- Nie wyklucza pan jednak buntu...
- Być może to rodzaj buntu przeciwko metodzie, jaką zaproponował Krzysiek Wielicki. Tylko że Denis zapisał się na wyprawę, wiedząc doskonale, jak ona będzie wyglądać. Wyprawa "oblężnicza", z obozami po drodze, z linami poręczowymi, co w jego mniemaniu może być archaiczną metodą wysokogórską. I jeśli w połowie wyprawy Denis stwierdził, że nie akceptuje tych zasad, to słabo wygląda konsekwencja jego działania.
- Co należy uczynić z kimś, kto złamał te reguły?
- Jako prezes powiem, że zaakceptujemy wszystko, co przyjmą w bazie. A prywatnie jako kierownik wielu wypraw uważam, że wyłamujący się z przyjętego porządku nie mają miejsca na wyprawie. Miałem kilka niesubordynacji i postępowałem dość stanowczo. Bo to bardzo ważne dla morale zespołu. Bo za dwa dni może zdarzyć się to samo. Jak zepsuty ząb, od którego mogą zaboleć inne.
Zobacz także: Konflikt pod K2. Bielecki NIE WYTRZYMAŁ: "Takich rzeczy się nie robi"