Brytyjski "The Times" już w czwartek i piątek (12 i 13 maja) pisał o bitwie pod Biłohoriwką jako o jednym z najcięższych starć trwającej wojny rosyjsko-ukraińskiej. Gazeta wraz z amerykańskim ośrodkiem analitycznym Atlantic Council potwierdziły także autentyczność zdjęć z pola bitwy. Wtedy jednak mówiło się o rosyjskich stratach rzędu 70 czołgów. Teraz ta liczba jest już inna. "Biłohoriwka na pewno zapisze się w historii tej wojny. To tam prawdopodobnie zginęło jednorazowo najwięcej rosyjskich żołnierzy, a na polach poległo najwięcej rosyjskiego złomu: około 100 jednostek zniszczonego sprzętu i ponad tysiąc Rosjan, zabitych podczas forsowania rzeki Doniec" - napisał w poniedziałek (16 maja) na Telegramie Serhij Hajdaj, szef władz obwodu ługańskiego.
CZYTAJ TAKŻE: Ukraińska ofensywa idzie jak burza. Wojska już na rosyjskiej granicy!
Przy okazji Hajdaj zaktualizował informacje na temat sytuacji na froncie w okolicach Siewierodoniecka, który jest w tym rejonie kluczowy. "Najeźdźcy rzucają do walki wszystkie siły, starając się otoczyć Siewierodonieck i przejąć nad nim kontrolę. Wielotysięczna rosyjska nawała próbuje przedostać się bliżej w kierunku miasta, ale bez efektu. Nasi obrońcy skutecznie odpierają wroga w wioskach na przedmieściach tak, że przeciwnik wręcz się wycofuje. Walki trwają" - napisał. Dodał jednak, że wśród Ukraińców zdarzają się zdrajcy, którzy utrudniają obronę. "Ktoś z całą pewnością koordynuje namierzanie celów atakowanych przez Rosjan".
CZYTAJ TAKŻE: Strzelili mu w głowę i wrzucili do masowego grobu. "Zrozumiałem, że żyję"