Kim jest Kimberly Cheatle, szefowa Secret Service, która nie chce ustąpić ze stanowiska mimo kompromitacji? Media ujawniają niewiarygodne kulisy ataku na Trumpa
Donalda Trumpa ocalił szczęśliwy traf, a gdyby nie on, zamachowiec prawdopodobnie osiągnąłby swój cel, bo kula trafiłaby nie w ucho polityka, a prosto w potylicę. Kandydat na prezydenta USA odwrócił się do ekranu akurat wtedy, gdy Thomas Matthew Crooks nacisnął spust. Kula tylko go drasnęła. A przecież temu wszystkiemu mogło zapobiec w oczywisty sposób Secret Service, po prostu obstawiając agentami dach jedynego podejrzanego budynku w okolicy - tego, na który wszedł po drabinie przez nikogo nie niepokojony 20-latek z karabinem i z którego strzelił prosto do Trumpa, choć wcześniej uczestnicy wiecu w Butler w Pensylwanii pokazywali uzbrojoną postać na dachu policjantom i agentom. Ten oczywisty skandal powinien, zdawałoby się, doprowadzić do zwolnienia osoby odpowiedzialnej za ochronę Trumpa podczas feralnego, czy może raczej niewiarygodnie szczęśliwego dla niego wiecu. Czyli szefa Secret Service. Ale osoba ta odmówiła rezygnacji ze stanowiska. Kto to taki?
Kimberly Cheatle dostała się na tak wysokie stanowisko dzięki protekcji? Padły nazwiska Jill Biden i ważnego doradcy Demokratów
Szefową Secret Service od 2022 roku jest Kimberly Cheatle. Zdawałoby się, że mająca za sobą 25 lat służby w tej instytucji, uczestnicząca w ewakuacji Dicka Cheneya po 11 września i chroniąca Joego Bidena za kadencji Baracka Obamy osoba to dobry kandydat na to stanowisko. Ale jak dziś ujawniają mediom, w tym Daily Mail byli agenci, działania Kimberly Cheatle i sposób jej wyboru mogą stawiać jej kompetencje pod znakiem zapytania. Po pierwsze, według mediów za wyborem Cheatle stoi jej bliska koleżanka Jill Biden, żona Joego Bidena. To podobno pierwsza dama doprowadziła do sprowadzenia z powrotem Cheatle z PepsiCo, gdzie dorabiała do emerytury. Swoją rolę według New York Post miał też tutaj odegrać wysoko postawiony doradca demokratów Anthony Bernal, znany w środowisku z oskarżeń o molestowanie i mobbing i w związku z tym starający się zatrzeć to złe wrażenie za wszelką cenę. Podobno on także forsował kandydaturę Kimberly Cheatle, choć brak mu kompetencji do decydowania o ochronie najważniejszych osób w państwie, a właśnie tym zajmuje się Secret Service. Ale wszystko to samo w sobie nie byłoby argumentem przeciwko aktualnej szefowej tej instytucji. Problemem jest raczej to, co działo się za jej kadencji.
Skąpiła na pracowników i technologię, pieniądze wydawała na "różnorodność". Jej celem nie były wysokie standardy, a to, by 30 proc. pracowników było kobietami
Braki kadrowe, przez które przepracowani agencji masowo odchodzili ze służby i obniżenie standardów rekrutacji do służby - o tym opowiadają rozmówcy cytowanych zagranicznych mediów. Osoby pracujące po 60 dni bez jednego dnia urlopu nie mogą właściwie się skoncentrować. Agenci biorący na siebie ogromną odpowiedzialność za czasów Kimberly Cheatle muszą się jednak do takiego sposobu pracy dostosować. To nie wszystko. Szefowa Secret Service skąpiła według Daily Mail pieniędzy na uzupełnienie braków kadrowych oraz zakup nowoczesnego sprzętu takiego jak drony. W zamian za to przeznaczała środki ze swojego budżetu na taki cel, jak... "wspieranie różnorodności, równości i inkluzywności", tak zwane DEI. Z jakichś powodów doświadczona agentka uznała, że do 2030 roku w szeregach Secret Service powinno pracować 30 proc. kobiet. Uważa, że niezwykle istotna jest "różnorodność" pracowników. "Przyciąganie zróżnicowanych kandydatów i dawanie szans wszystkim osobom na rynku pracy, szczególnie kobietom" - to był jej priorytet. Tym bardziej bezsensowny, że akurat cechy czysto fizyczne, takie jak wysoki wzrost, mają w tej pracy kluczowe znaczenie. Na zdjęciach wykonanych tuż po zamachu na Trumpa widać zaś, że agentka zasłaniająca go własnym ciałem jest po prostu na to za niska.
"Ten budynek ma spadzisty dach w najwyższym punkcie. Nie możemy umieszczać nikogo na pochyłym dachu"
Po zamachu szefowa Secret Service Kimberly Cheatle zabrała już głos. Ale to, co powiedziała, na pewno nie uspokoi nastrojów. Wręcz przeciwnie, jej postawa na pewno wywoła oburzenie. Dlaczego? Bo chociaż przyznała, że doszło do zaniedbań i że to ona jest za nie odpowiedzialna, to odmówiła rezygnacji ze stanowiska. Pozostaje zapytać, co musiałoby się stać, by taką rezygnację złożyła. „To było nie do przyjęcia. (...) Odpowiedzialność spoczywa na mnie” – powiedziała Cheatle w wywiadzie dla stacji ABC News. Potem jednak zaczęło się tłumaczenie i próby rozmywania winy i przerzucania jej na policję, choć w takich sytuacjach to Secret Serice wydaje polecenia policjantom. „W budynku była lokalna policja. Także w okolicy znajdowała się lokalna policja, odpowiadająca za to, co jest na zewnątrz budynku” – powiedziała Cheatle. Potem tłumaczyła też, że nie mogła wysłać na feralny dach agenta, bo... byłoby to niebezpieczne, jako że mógłby zsunąć się z tego dachu. "Ten budynek ma spadzisty dach w najwyższym punkcie. Zatem, jak wiadomo, należy wziąć pod uwagę czynnik bezpieczeństwa, który polega na tym, że nie możemy umieszczać nikogo na pochyłym dachu" - mówiła Cheatle ABC News.
Zamach na Donalda Trumpa. Jak wyglądały wydarzenia podczas wiecu w Pensylwanii?
Zamach na Donalda Trumpa miał miejsce 13 lipca po południu czasu lokalnego w Butler w Pensylwanii. Na wiecu wyborczym Donalda Trumpa niejaki Thomas Matthew Crooks (+20 l.) przez nikogo nie niepokojony zdołał wejść na dach jedynego budynku w bliskim sąsiedztwie sceny z karabinem i strzelić do byłego prezydenta. Kula musnęła mu ucho, Trump był o milimetry od śmierci, ale nic poważnego mu się nie stało. Jak sam stwierdził, przeżył tylko dlatego, że akurat odwrócił się w stronę ekranu z tabelką, choć rzadko to robi. Sprawca został zastrzelony na miejscu przez Secret Service, obecnie oskarżanego przez wiele osób o zaniedbania. Triumfujący Trump pojawił się już na kolejnym spotkaniu z wyborcami z zabandażowanym uchem.