Relacje Polski i Białorusi znacznie się pogorszyły. Łukaszenka powiedział we wtorek, że stosunki polityczne z Polską nigdy nie były idealne, ale strona białoruska przez długi czas tolerowała "napaści i zarzuty" pod swoim adresem oraz dążyła do kompromisu, wykazując się elastycznością. "Wychodziliśmy z założenia, że sąsiadów się nie wybiera. A oni są dla nas rzeczywiście ważni" - oznajmił Łukaszenka. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", prezydent Białorusi dodał też, że jeśli Polska będzie nadal traktować Białoruś tak jak teraz, to "mocno dostanie po mordzie".
NIE PRZEGAP: Wojna o RAJSTOPY i MINIÓWĘ pierwszej damy! Nie uwierzysz jak się ubrała
Zdaniem Łukaszeki Polska prowadziła "podwójną grę", bo śpiewając "pieśni przyjemne dla ucha", jednocześnie prowadziła "inną grę przy pomocy służb specjalnych i innych struktur". O wrogości Warszawy do Mińska mają świadczyć m.in. "zarzuty sfałszowania wyborów, popieranie naszych obecnych zbiegów i ich kompanów, udzielenie azylu zbiegłych zdrajcom i ekstremistom".
Polecany artykuł:
"Ostatnią kroplą, która przepełniła kielich cierpliwości, były próby heroizacji bandytów i przestępców wojennych, przeprowadzenie w tym celu imprezy dla białoruskiej młodzieży w Brześciu. A w Grodnie - udział destruktywnej grupy osób narodowości polskiej pod kierownictwem niektórych działaczy tak zwanej polskiej emigracji w nielegalnych akcjach” - oświadczył Łukaszenka.
Strona białoruska twierdzi, że do "heroizacji zbrodniarzy" doszło na wydarzeniu poświęconym obchodom dnia żołnierzy wyklętych, organizowanym przez organizację polską z Brześcia, ponieważ rzekomo miał być w jego trakcie wychwalany Romuald Rajs ps. "Bury", jeden z "wyklętych", który odpowiada za zbrodnie na białoruskich cywilach na Podlasiu w 1946 r. Z informacji Polskiej Agencji Prasowej wynika jednak, że informacje, na które powołuje się strona białoruska, nie są zgodne z prawdą, a spotkanie było poświęcone lokalnym działaczom, którzy po wojnie w Brześciu i okolicach pielęgnowali ślady polskości i byli za to represjonowani.
W związku z udziałem w tym wydarzeniu białoruskie MSZ poleciło polskiemu konsulowi w Brześciu Jerzemu Timofiejukowi opuścić Białoruś. W odpowiedzi Polska uznała za persona non grata dyplomatę z ambasady Republiki Białorusi w Warszawie. Potem białoruskie MSZ poleciło, by dwóch polskich dyplomatów - konsul generalny w Grodnie i konsul z tej samej placówki - opuściło terytorium Białorusi. W odpowiedzi MSZ wydaliło dwoje białoruskich konsulów z placówek w Białymstoku i Warszawie.
Łukaszenka podkreślił również, że Polacy, którzy mieszkają na Białorusi, są obywatelami tego kraju i podlegają prawu białoruskiemu. Tym samym dał do zrozumienia władzom Polski, że te osoby powinny przyzwyczaić się do traktowania polskiej mniejszości na Białorusi jako obywateli obcego kraju. "Owszem, żyje u nas niemało Polaków, ale to nasi Polacy; ich ojczyzna to Białoruś" - oświadczył. Dodał też, że jeśli ktoś chce wyjechać, to nie będzie zatrzymywany.
Prezes Związku Polaków na Białorusi (ZPB) Andżelika Borys oraz szefowa struktur tej organizacji w Lidzie, Irena Biernacka, usłyszały w piątek w Mińsku zarzuty w ramach sprawy karnej o "podżeganie do nienawiści". W czwartek zarzuty postawiono innym członkom kierownictwa ZPB, Andrzejowi Poczobutowi i Marii Tiszkowskiej. Prokuratura interpretuje działania aktywistów ZPB jako "rehabilitację nazizmu". Wskazany artykuł zagrożony jest karą pozbawienia wolności od pięciu do 12 lat.
Łukaszenka powiedział, że Białoruś zawsze przestrzegała praw wszystkich mniejszości, a z polskim narodem Białorusinów łączy wielowiekowa historia i oba kraje nie mają między sobą nieuregulowanych kwestii terytorialnych czy majątkowych.
"Nigdy nie wspominaliśmy o okupowaniu przez Polskę znacznej części białoruskiego terytorium w latach 20. i 30. zeszłego wieku. Ale widocznie nadszedł czas, by powrócić do tego tematu i dokładnie go zbadać z udziałem historyków i politologów, co zresztą już zaczęliśmy robić" – dodał Łukaszenka.