Informujący o sprawie dziennik "Daily Mail" podał, że kobieta uprawiała seks z partnerami swoich córek w 2017 roku, gdy jeden z nich miał 15 a drugi 14 lat. Mieszkająca w niewielkim kalifornijskim mieści Tulare 41-latka uznała za zasadne sprawdzić umiejętności seksualne chłopców, którzy odwiedzali jej dom przy okazji randek ze swoimi dziewczynami. Według śledczych co najmniej kilkukrotnie zostawała z nimi sam na sam, po czym częstowała ich alkoholem i cygarami, po czym zaciągała do łóżka. Sprawa wyszła na jaw dopiero wtedy, gdy jeden z nich zdradził prawdę. Jak tłumaczył, przerwał milczenie ponieważ miał wyrzuty sumienia względem... oszukiwanego męża zdemoralizowanej matki.
Gdy policja rozpoczęła w tej sprawie śledztwo, drugi z chłopaków potwierdził, że istotnie dochodziło pomiędzy nim a matką jego dziewczyny do zbliżeń. To doprowadziło do aresztowania kobiety jesienią 2017 roku. Niedługo później jej mąż wniósł pozew rozwodowy, zaś lubieżnej kobiecie postawiono łącznie aż 21 zarzutów, związanych przede wszystkim z wykorzystaniem seksualnym małoletnich (gdzie w Kalifornii seks z osobą nieletnią jest obligatoryjnie traktowany jako gwałt).
Sprawa przeciwko Lytle wciąż się toczy (kolejne posiedzenie zaplanowano na koniec kwietnia). W międzyczasie oskarżona doszła do ugody z prokuratorem, przyznając się do 12 zarzutów, w zamian za co miałaby uniknąć pobytu za kratkami, a poddać się jedynie karze w zawieszeniu. Prowadzący sprawę sędzia uznał jednak, że uzgodnione 6 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat nie jest wystarczający względem popełnionych przez nią czynów.