W przedsięwzięcie, którego koszt szacuje się na 600 mln euro, zaangażowanych zostało ponad 500 inżynierów z całego świata, w tym z Polski. Po wykonaniu niezbędnych badań, zdecydowano się na podniesienie wraku za pomocą metody zwanej fachwo "parbucklingiem". W tym celu zbudowano specjalne sztuczne dno, a obok wycieczkowca zamontowano 6 cementowych platform utrzymywanych przez 21 specjalnych pali.
ZOBACZ: Francesco Schettino oskarżony o tragedię statku Costa Concordia. Spowodował śmierć 32 osób
Operacja podniesienia Costa Concordii będzie bardzo skomplikowana, a jej efekty są trudne do przewidzenia, ponieważ wycieczkowiec był prawdziwym pływającym kolosem o długości 300 metrów i wadze ok. 115 tysięcy ton. Problem stanowić może również skala zniszczeń jakich dokonały skały oraz woda.
- To dla nas wielki sprawdzian. Podchodzimy do niego z radością. Ciąży na nas ogromna odpowiedzialność - powiedział na konferencji prasowej Franco Gabrielli, szef włoskiej obrony cywilnej.
Ekolodzy mają powody do zmartwień. We wraku są zgromadzone duże ilości płynów, które mogą wyciec ze statku w czasie jego podnoszenia. Byłaby to katastrofa środowiskowa. Ekipa odpowiedzialna za podniesienie "Costa Corridy" uspokaja jednak, że jest przygotowana na taką ewentualność.
Będzie to niezwykle trudny sprawdzian dla wszystkich zaangażowanych osób. Jeśli uda się przerwócić wrak i przepchnąć na głębokość kilkunastu metrów, podpięte zostaną do niego statki holownicze, które przetransportują Costa Concordię najprawdopodobniej do toskańskiego portu Piombino, gdzie wycieczkowiec będzie zezłomowany.