Mnożą się spekulacje po katastrofie samolotu w USA. Analizy ekspertów lotniczych obok teorii konspiracyjnych
Tragiczna katastrofa lotnicza w Stanach Zjednoczonych nie schodzi z czołówek portali informacyjnych. Niestety niemal na sto procent nikt spośród 67 osób znajdujących się na pokładach samolotu pasażerskiego i wojskowego śmigłowca, które zderzyły się nad rzeką Potomak w pobliżu lotniska w Waszyngtonie, nie przeżył. Jak mogło dojść do tak dziwnego wypadku? Odpowiedzi na to pytanie szukają nie tylko eksperci lotniczy i członkowie komisji badającej tragedię, która kosztowała życie 67 osób. Oczywiście w sieci mnożą się już mniej lub bardziej spiskowe teorie na temat tego, co wydarzyło się w USA. Niektórzy sądzą, że to nie był wypadek. "Staje się coraz bardziej oczywiste, że helikopter Blackhawk został zdalnie przejęty i użyty jako broń, a następnie celowo skierowany na samolot" - snuje przypuszczenia użytkownik platformy "X". Inni po prostu sądzą, że sprawa jest podejrzana. "Ta katastrofa samolotu jest taka dziwna… coś tu jest nie tak. Blackhawk bez alarmów, 3 żołnierzy nie widzących cholernego samolotu pasażerskiego?", "Nie ma mowy. Ktoś musi sprawdzić, kto był na pokładzie tego samolotu lub kto rzekomo był w tym śmigłowcu. To śmierdzi", "Wygląda mi to na celowe", "To jakieś szaleństwo, że to się w ogóle wydarzyło. Śmigłowce są tak łatwe w manewrowaniu w porównaniu do samolotów, a na nagraniu wygląda to tak, jakby wjeżdżały prosto w samolot, nie próbując skręcać" - głoszą inne komentarze. Niektórzy dopatrują się tutaj operacji szpiegowskiej czy akcji tajemniczego "deep state".
Eksperci lotniczy podkreślają, że dziwne wydaje się to, co działo się ze śmigłowcem, nie samolotem. "W takim rejonie takich obiektów nie powinno być"
A co o możliwych przyczynach katastrofy mówią eksperci lotniczy? Podkreślają, że niewłaściwe wydaje się to, co działo się ze śmigłowcem wojskowym, a nie lecącym rutynowo i poprawnie samolotem. W wyżej przytoczonych teoriach jest o tyle ziarno prawdy, że faktycznie sytuacja wyglądała tak, jakby śmigłowiec leciał konsekwentnie prosto w samolot, ale wyjaśnienie tego nie jest tak proste, jak u "spiskowców" zapewniających o czyimś celowym działaniu. Być może po prostu coś się w Black Hawku popsuło? Tego śmigłowca nie powinno tam być - powiedział PAP inżynier lotniczy, wydawca miesięcznika "Skrzydlata Polska" Tomasz Hypki: "Zdarzyło mi się kilka razy startować i lądować ze wschodniego wybrzeża, z rejonu Waszyngtonu czy Nowego Jorku. Samoloty latają tam jakby sznurkiem: jeden za drugim w bardzo niewielkich odległościach. Lecą oczywiście po określonej ścieżce. W takim rejonie takich obiektów nie powinno być". Prezydent Donald Trump napisał, że śmigłowiec leciał prosto na samolot, choć widoczność była doskonała. "Samolot był na idealnej i rutynowej linii podejścia do lotniska. Śmigłowiec leciał prosto na samolot przez dłuższy czas. NOC JEST POGODNA. Światła samolotu się świeciły, dlaczego śmigłowiec nie wzniósł się ani nie opadł, ani nie skręcił? Dlaczego wieża kontroli lotów nie powiedziała śmigłowcowi, co ma robić, zamiast pytać, czy widzieli samolot? To zła sytuacja, której można było zapobiec. NIEDOBRZE!!!" - napisał na swoim portalu społecznościowym Truth Social.