- Jak wyglądają święta w twoim rodzinnym domu na emigracji. Jakie polskie tradycje pielęgnujesz?
- Święta spędzam prawie zawsze z teściami, którzy bardzo dbają o świąteczne tradycje - oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, sianko na stole, modlitwę, karpia i obowiązkowo kolędowanie... aż do zdarcia gardeł. Staram się zjeść 12 potraw, a prezenty otwierane są dopiero po kolacji. Niby zawsze jest tak samo, ale mimo wszystko jest cudownie.
- Pamiętasz swoją pierwszą Wigilię spędzoną w Stanach?
- Jasne. Mieszkaliśmy we czwórkę (rodzice i mój młodszy brat) w małym, jednosypialniowym apartamencie (ciemnym, bo w suterenie). Rodzice bardzo starali się, aby wigilia była taka sama jak w Polsce, ale wobec braku przy stole obu sióstr nastrój nie był aż tak uroczysty. Było raczej bardzo nostalgicznie, bo przecież w takich momentach człowiek stara się dziękować za to, co go spotkało i prosić o powodzenie w przyszłości. My byliśmy "świeżynkami" w USA, przylecieliśmy tu zaledwie siedem miesięcy wcześniej. Dlatego też więcej było u nas niepewności, co będzie dalej...
Na wigilii było też moje urodzone w USA kuzynostwo i pamiętam, jak mój kuzyn, który pojawił się u nas w... dresach, odwijał krokiety grzybowe z kapustą i jadł tylko naleśniki, a potem zamówił pizzę! Byłem w wielkim szoku jak mało dla niego znaczyła polska wigilijna tradycja.
- Czym według ciebie różnią się święta spędzone na obczyźnie od tych spędzanych w Polsce?
- W USA święta upływają bardzo szybko. Na pewno dzieje się tak dlatego, że celebruje się tutaj tylko jeden dzień, a Wigilia to normalny dzień roboczy. Wydaje mi się też, że Gwiazdka tutaj jest bardzo skomercjalizowana i nie liczy się to, z kim siedzisz przy stole i śpiewasz kolędy, tylko to, co znajdzie się pod choinką. To smutne, bo wydaje mi się, że powoli w Polsce zaczyna być podobnie - rynek korzysta z każdej okazji, aby jeszcze w ostatniej chwili coś komuś wcisnąć. W Polsce jednak nadal bardziej odczuwa się, że jest to święto związane z narodzeniem Chrystusa, podczas gdy tutaj jest to marginalizowane w związku z tolerancją religijną. My jednak świętujemy po polsku i nie wyobrażam sobie, aby kiedykolwiek było inaczej!
- Najpiękniejsza Wigilia w twoim życiu?
- 2005 rok - Poznań, spędzaliśmy je w bardzo okrojonym gronie: teściowa, żona, która akurat studiowała medycynę, ja i nasza miesięczna córeczka Ida Marie. Było nas mało, ale liczy się jakość! Mieliśmy piękną choinkę, superjedzenie i puszczaliśmy kolędy, co bardzo ciekawiło naszego wyczekanego Maluszka.
- I ta najsmutniejsza, jeśli taka była?
Chyba jednak ta pierwsza w USA, bez sióstr i bliskich pozostawionych w Polsce.
- A ta wymarzona Wigilia jak by wyglądała?
- Jako, że moja rodzina jest bardzo podzielona (brat i siostra mieszkają tutaj, a rodzice i druga siostra w Polsce), chciałbym, abyśmy wszyscy spotkali się w pełnym gronie. Od 19 lat taka sytuacja nie miała miejsca, więc byłbym bardzo szczęśliwy, jeśliby w końcu to nastąpiło. Tęsknię też za wigilijną kuchnią mojej mamy, bo choć teściowa jest wspaniała, to nie ma jak u mamy.
Rozmawiała Agnieszka Granatowska