Były oficer Im Cheon-yong przyznaje, że to właśnie nieludzkie traktowanie dzieci z defektami fizycznymi lub psychicznymi, spowodowało jego dezercję z wojska. Początkowo ukrywał się w Chinach, po czym zbiegł do Korei Południowej. Teraz może bez obaw opowiedzieć, jak działa reżim sił zbrojnych - podaje natemat.pl.
Jak tłumaczy były oficer, aby przystąpić do armii trzeba przejść liczne szkolenia m.in z przeprowadzania zamachów, z użycia broni chemicznej, czy biologicznej. Do tych ostatnich, "obiektami do celów medycznych" są nieletni z defektami fizycznymi i umysłowymi. Początkowo eksperymenty przeprowadzano na myszach, ale po czasie zmieniono obiekt testów na dzieci.
– (...) musieliśmy się przyglądać testom przeprowadzanym na ludziach, by zobaczyć jak umierają – wspomina były oficer.
Jak czytamy na natemat.pl, testy polegają m.in. na celowym zarażaniu dzieci bakteriami wąglika. Zanim trafią do szpitala jako króliki doświadczalne, są siłą odbierane rodzicom, bądź kupowane za worek ryżu.
Zobacz: Korea Północna. Pranie mózgów w imperium Kimów
Czy jest możliwe, aby w XXI wieku działy się na świecie tak okrutne zbrodnie? W wiarygodność relacji oficera nie wątpi prof. Toshimitsu Shigemura z Uniwersytetu Waseda w Tokio. – Każdego, kto uda się do Pjongjang, uderzy fakt, że nie ma tam osób niepełnosprawnych. Tymczasem wiemy, że są one już jako dzieci zamykane w specjalnych obozach. To wynik polityki reżimu, który nieustannie powtarza, iż Korea Płn. jest rajem na ziemi i nie ma w nim miejsca dla ludzi niepełnosprawnych – wyjaśnia Shigemura.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail