Jak wygląda życie w Kijowie po tym, jak rozgłoszono, że inwazja rosyjska może zacząć się dosłownie za cztery dni, a konkretnie w środę, 16 lutego? Rano korespondent TVN24 podawał, że "Kijów żyje dalej swoim życiem, w mieście nie zmieniło się nic". Konrad Borusiewicz podkreślał, że ma to zapewne związek z faktem, iż Ukraina pozostaje de facto w konflikcie z Rosją od 2014 roku, czyli od czasu aneksji Krymu. Po południu w sobotę 12 lutego na ulicach zaczęło być jednak bardziej burzliwie. W Kijowie ruszył wielki marsz antywojenny. Wzburzeni ludzie wyszli na ulice z flagami narodowymi. W mediach społecznościowych pojawiły się relacje na żywo. "Ukraine will resist" - głosi napis na transparencie niesionym na początku marszu. Oznacza on, że Ukraina nie podda się i w razie konieczności stawi opór inwazji.
NIE PRZEGAP: Wojna na Ukrainie: Zaskakujący komentarz prezydenta Ukrainy [RELACJA]
NIE PRZEGAP: Putin o krajach Europy: "Będą wciągnięte w konflikt militarny z Rosją"
W sobotę portal Politico napisał, że do inwazji rosyjskiej na Ukrainę może dojść już w środę, 16 lutego. Dziennikarze powołali się na źródła we władzach Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Ukrainy. "Do 'niespodzianek' może dojść w dowolnej chwili. Powinniśmy liczyć na swoje siły. (...) Najważniejsze, byśmy byli do wszystkiego gotowi - do wszelkich kroków, z dowolnej strony, z dowolnych granic. Zdajemy sobie sprawę ze wszystkich zagrożeń. (...) Jeśli ktoś ma dodatkowe informacje w sprawie tego, że na sto procent 16 (lutego) rozpocznie się wtargnięcie Rosji na Ukrainę, to proszę nam je przekazać. My pracujemy codziennie. Otrzymujemy informacje od naszego wywiadu" - powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.