- Zobaczyłem trampek.. kawałek dalej leżało ciało dziewczyny - opowiada ze łzami w oczach burmistrz Trewiru Wolfram Leibe dziennikowi "Bild". Niemiecka ulica, na której doszło wczoraj do krwawej masakry, w jednej chwili zmieniła się z radosnego, przystrojonego świątecznie deptaku w miejsce niczym z horroru. Niepodal stał staranowany, pokrzywiony wózek dziecięcy. Dwumiesięczne niemowlę, które w nim było, nie żyje, podobnie jak cztery inne osoby, w tym dwie kobiety w wieku 25 i 73 lat oraz 45-letni mężczyzna. Dlaczego zginęli?
Wszystko wskazuje na to, że stali się całkowicie przypadkowymi ofiarami chorego psychicznie, pogrążonego we wściekłości i frustracji człowieka. Mężczyzna, który wczoraj przed godziną 15 wjechał na deptak Range Roverem, zabijając 5 osób i raniąc kilkanaście, to nie islamski terrorysta, a niepozorny bezrobotny elektryk Bernd W. (51 l.), biały Niemiec. Jak opowiedzieli sąsiedzi niemieckiemu "Fokusowi", aresztowany przez policję 51-latek zawsze wydawał im się nieco dziwny, a jako dziecko miał skłonności do agresji. Odkąd kilka lat temu zmarła jego matka, mieszkał w samochodzie - tym samym, którym rozjechał przechodniów. Prawdopodobnie Bernd W. ma problemy natury psychicznej. Możliwe, że nie trafi za kratki, a na przymusowe leczenie.