Daria Dugina zginęła 20 sierpnia pod Moskwą, po tym, jak ukryty ładunek wybuchowy eksplodował w aucie, którym jechała. Uważa się, że prawdopodobnym celem zamachu był jej ojciec, prokremlowski ideolog Aleksandr Dugin, a nie jego córka. W środę, 5 października, "The New York Times" poinformował, że amerykańskie służby wywiadowcze są niemal pewne, że za zamachem stała Ukraina, a dokładniej osoby z kręgu ukraińskich władz.
Zamach na Duginę. USA upominają Ukrainę
Służby specjalne podobno w ubiegłym tygodniu poinformowały o swoich ustaleniach prezydenta USA, Joe Bidena, a także miały upomnieć Ukraińców za działania nieskonsultowane z USA, które "mogły sprowokować Rosję do przeprowadzenia własnych ataków przeciwko wysokim rangą ukraińskim oficjelom". Gazeta nie podaje, kto dokładnie miał wydać zgodę na podłożenie bomby w samochodzie Duginy. Amerykańscy oficjele mieli też naciskać na Ukraińców, by dzielili się swoimi planami działań, czego strona ukraińska często nie robiła - zauważa PAP. Wywiad USA obawia się, że Rosja w najbliższym czasie będzie podejmowała próby kolejnych zamachów wymierzonych zarówno w prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego, jak i innych wysokich rangą urzędników.
Zamach na Darię Duginę. Ukraina zaprzecza
Co na to wszystko Ukraina? Mychajło Podolak, doradca w kancelarii prezydenta Ukrainy, zapytany o sprawę przez "The New York Times", zaprzeczył, by Kijów miał coś wspólnego z zamachem, w którym zginęła Dugina. Jednocześnie dodał, że Ukraina ma inne cele. "Mam na myśli kolaborantów i przedstawicieli rosyjskiego dowództwa, którzy mieliby wartość dla naszych służb specjalnych pracujących w tym programie, ale z pewnością nie była to Dugina. Jakiekolwiek morderstwo podczas wojny w tym czy innym kraju musi nieść za sobą jakąś praktyczną korzyść, (...) ktoś taki jak Dugina nie jest taktycznym, ani strategicznym celem dla Ukrainy" - tłumaczył.