Tragiczny finał zatrzymania Polaka w Holandii. Policjanci porazili Mateusza paralizatorem, bo uciekał rowerem po kolizji. 32-latek zmarł
Polak zmarł, bo policjanci użyli paralizatora? Z Holandii napływają szokujące doniesienia o śmierci naszego rodaka. Wszystko zaczęło się 9 czerwca w Rotterdamie od kolizji drogowej. Jak podają Polska Agencja Prasowa i dziennik „Algemeen Dagblad”, jadący rowerem Mateusz R. (+32 l.) miał uderzyć w samochód, a potem zaczął uciekać. Za Polakiem ruszył policyjny pościg. Kiedy funkcjonariusze dosięgnęli uciekającego rowerzysty, rzuciło się na niego aż dziesięciu z nich. Mateusz R. został też porażony paralizatorem. „Mężczyzna przestał oddychać i policjanci rozpoczęli reanimację, ale pomoc była bezskuteczna i zmarł tej samej nocy w szpitalu” - pisze „Algemeen Dagblad”. Sytuacja spowodowała oczywiste pytania o przebieg interwencji. Jak się okazuje, wstępne wyniki śledztwa wskazują na to, że śmierć Polaka po zatrzymaniu nie była przypadkowa.
Rzecznik prokuratury: "Działania policji miały wpływ na śmierć ofiary". Mateusz R. jak Robert Dziekański?
"Działania policji miały wpływ na śmierć ofiary" - poinformował w czwartek Polską Agencję Prasową rzecznik prokuratury w Rotterdamie. „Służby konsularne pozostają w kontakcie z rodziną zmarłego” – przekazało PAP biuro rzecznika MSZ. Według PAP policjanci, którzy brali udział w zdarzeniu, zostali odsunięci od patroli i zajmują się inną pracą, nie wiadomo jednak, czy są zawieszeni w obowiązkach jako mundurowi. Sytuacja może budzić skojarzenia z tragiczną śmiercią Roberta Dziekańskiego na lotnisku w Vancouver w 2007 roku. Nerwowo zachowujący się Polak został porażony przez policję paralizatorem mimo nie stawiania oporu. 40-latek zmarł.