"Słyszeliśmy krzyki, krzyki dzieci. Kiedy otworzyliśmy okna, zobaczyliśmy wydobywający się dym" - mówił lokalnym mediom mężczyzna, który mieszka w budynku oddalonym od wieżowca, w którym wybuchł pożar, o zaledwie 100 metrów. Jak podaje "Guardian", powołując się na informacje od francuskich służb, pierwsze zgłoszenie o tym, że w siedmiopiętrowym wieżowcu w dzielnicy Mas du Taureau na przedmieściach Lyonu się pali, pojawiło się o godz. 3.12 nad ranem w piątek (16 grudnia). Kwadrans później na miejscu było już 170 strażaków i 65 wozów strażackich.
Tragedia we Francji. Spłonął wieżowiec, nie żyje 10 osób
Na razie wiadomo, że nie żyje 10 osób, w tym pięcioro dzieci, z czego najmłodsze miało trzy lata. Cztery osoby są w stanie krytycznym, a kolejnych 10 ma poważne obrażenia. Służby zaznaczają, że bilans ofiar może być wyższy. Na razie przyczyna wybuchu pożaru nie jest znana.
Pożar wieżowca we Francji. "Pobiegli z drabiną, by ewakuować ludzi"
Francuski minister spraw wewnętrznych, Gérald Darmanin, jest w kontakcie z prezydentem Emmanuelem Macronem i obiecuje, że zostanie wszczęte śledztwo w tej sprawie. "Jest kilka scenariuszy, które trzeba sprawdzić" – zapowiada. Relacje świadków tragedii są wstrząsające. Jedna z osób powiedziała, że mieszkańcy okolicznych budynków próbowali pomóc ofiarom. "Kilka osób pobiegło na miejsce z drabiną i pomogło ewakuować ludzi mieszkających na pierwszym piętrze". "Tak mało mogliśmy zrobić, wciąż płaczę, nie mogę przestać" - mówi inna.