Donald Trump póki co wygrywa głosowanie powszechne. Ale system elektorski może odebrać mu zwycięstwo i Biały Dom
Póki co wstępne wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych można śmiało nazwać sensacyjnymi. Donald Trump ma większą przewagę nad Kamalą Harris, niż przewidywano. Tuż przed głosowaniem połowa sondaży wskazywała na minimalne większe szanse Republikanina, a druga połowa Demokratki. Teraz wygląda na to, że szanse te zdecydowanie nie są równe. Według modelu "New York Times" kandydat Republikanów weźmie szturmem wszystkie tak zwane stany kluczowe, czyli te, które faktycznie decydują o wygranej danego kandydata w skali ogólnokrajowej. Donaldowi Trumpowi do wygranej brakuje już tylko około 40 głosów elektorskich. Ale wszystko to wcale nie jest pewne. Bo amerykański system wyborczy jest zupełnie inny niż na przykład polski. W USA nie jest tak, że wygrywa po prostu ten, kto zdobędzie więcej głosów. Tam prezydenta wybiera tak zwane kolegium elektorskie. I to właśnie sprawia, że nawet ten, kto wygrał - to znaczy wygrał w głosowaniu powszechnym, może de facto przegrać - przegrać całe wybory.
Będzie jak z Hillary Clinton? W 2016 roku dostała o 3 miliony więcej głosów, niż Trump, ale nie została prezydentem
Co więcej, to właśnie system elektorski sprawił, że w 2016 roku Donald Trump wbrew przewidywaniom pokonał w wyborach prezydenckich ich zdecydowaną faworytkę Hillary Clinton. Kandydatka Demokratów zdobyła wówczas o trzy miliony głosów więcej niż kandydat Republikanów, a mimo to nie została prezydentem. Dlaczego? Zdecydowały trzy stany kluczowe (Pensylwanii, Michigan i Wisconsin) i tamtejszy elektorzy. Trump został prezydentem dzięki zdobyciu 304 głosów elektorskich, bo Hillary Clinton zdobyła ich tylko 227. Do wygranej w USA potrzebnych jest 270 głosów elektorskich. System ten jest często krytykowany, bo sprawia, że to de facto nie ludzie decydują, choć co do zasady elektorzy głosują tak, jak wyborcy w ich stanie. Teoretycznie mogą jednak zdarzyć się tacy, którzy są "nieposłuszni" woli ludu, a do tego dochodzą różne ilości elektorów w różnych stanach. Możliwości zmiany wyniku głosowania powszechnego są duże, więc zwolennicy Trumpa powinni jeszcze trochę poczekać z otwieraniem szampana. Nie dość, że ostatnie głosy mogą docierać do komisji jeszcze 9 listopada, to dopiero do 11 grudnia władze stanowe wskazują elektorów, ci zbierają się w stolicach stanów 17 grudnia, a 6 stycznia 2025 roku odbędzie się ostateczne głosowanie elektorskie i wynik wyborów prezydenckich w USA dopiero wtedy będzie już stuprocentowo pewny.