Cały świat gratuluje już Joe Bidenowi (78 l.) wygranej w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, a tymczasem kończący już swoją kadencję Donald Trump (74 l.) powtarza, że głosowanie nie było uczciwe. "Bidenowi spieszy się, by fałszywie pozować na zwycięzcę a media mu pomagają. (...) Co on ukrywa? Nie spocznę dopóki głosy nie będą sprawiedliwie policzone" - głosi oświadczenie Trumpa. Prezydent powtarza, że doszło do wyborczego fałszerstwa, a głosy należy policzyć jeszcze raz. Nie wiadomo, dlaczego tak sądzi. "Trzeba policzyć wszystkie uczciwie oddane głosy, a nie te oddane po czasie" - argumentuje Trump.
Tak, jakby nie odróżniał liczenia głosów od samego procesu ich oddawania. Opóźnienie w podaniu wyników wyborów nie wynikało bowiem z faktu dosyłania głosów po czasie, a z tego, że tych oddanych w terminie było rekordowo dużo, w tym wiele nadeszło drogą korespondencyjną z powodu pandemii koronawirusa. Na ulice wyszli już tłumnie zwolennicy Trumpa. Pod hasłem "Stop the steal", czyli "zatrzymać grabież", manifestują poparcie dla oskarżeń republikanina. Trump stwierdził wcześniej wielokrotnie, że jego wrogowie "próbują skraść wybory". Dotychczas nie przedstawił żadnych dowodów na prawdziwość swoich oskarżeń.