Zarządzona przez Donalda Trumpa polityka „zero tolerance” wywołała wiele problemów. Zwłaszcza odbieranie dzieci rodzicom zatrzymanym na południowej granicy. Skończyło się na tym, że i sam prezydent nakazał zaprzestanie okrutnych działań, ale już było za późno. W sumie w ośrodkach sponsorowanych przez rząd federalny osadzono ponad 2 tys. dzieci. W sprawę, po głośnym buncie adwokatów i aktywistów, zaangażował się sąd federalny, który nakazał administracji połączenie rodzin. Większość dzieci udało się złączyć z rodzicami, ale ponad 400 pozostało samych – rodzice zostali deportowani w ramach zaostrzonej polityki albo nie spełniają wymogów bezpieczeństwa.
Samo połączenie rodzin to jednak kropla w morzu problemów związanych z imigracją. Pytanie: co dalej? Co z dziećmi i rodzicami wypuszczonymi z ośrodków zatrzymań? Co z milionową rzeszą nieudokumentowanych imigrantów żyjących w Stanach od wielu lat? W czasie trwających na Kapitolu przesłuchań w komisji ds. prawa i sprawiedliwości sami politycy przyznawali, że „zero tolerance” to zła polityka. Problem w tym, że chociaż politycy przyznają, że problem istnieje, ciągle nie potrafią wypracować kompromisu. Prezydent chce muru i grozi zamknięciem rządu, Demokraci chcą zapewnienia statusu dla Dreamersów, a część Republikanów wzywa do bardziej kompleksowej reformy w zamian za dalsze obostrzenia w przyszłości. Taka patowa sytuacja i ciągłe nagonki na imigrantów coraz bardziej dzielą Amerykę.
Trzeba reformy, a nie łapanek i deportacji
2018-08-01
23:50
Większość dzieci połączona z rodzicami, ale co dalej? Według adwokatów imigracyjnych i aktywistów polityka stosowana obecnie przez administrację Donalda Trumpa (72 l.) nie jest żadnym rozwiązaniem problemu, z jakim Ameryka boryka się od lat. Jak podkreślają, łapanki i deportacje na pewno niczemu nie zaradzą.