To była w Turcji krwawa noc. W starciach zginęło co najmniej 265 osób, a 1440 zostało rannych. Ofiary to przede wszystkim cywile - zwykli ludzie, którzy tłumnie wylegli na ulice, aby bronić prezydenta Recepa Erdogana (62 l.) i legalnych władz. Zbuntowanym oddziałom tureckiej armii nie pomogła blokada mostów na Bosforze i lotnisk. Nie pomogły też apele do narodu stojącego na czele buntowników generała Erdala Öztürka, który ogłosił, że działa w obronie demokracji oraz świeckości państwa, i zapowiedział wprowadzenie nowej konstytucji. U zwykłych Turków nie znalazły one zrozumienia - wyszli na ulice, by rozprawić się z wojskiem.
Erdogan przebywający na urlopie poleciał do Stambułu. Tam czekały na niego tłumy. Witały go niczym sułtana. - Nie ma takiej siły, która mogłaby mnie odsunąć od władzy - mówił zaraz po wylądowaniu. - Turcja ma demokratycznie wybrane rząd i prezydenta. Nie oddamy kraju tym najeźdźcom - zapewniał.
Wskazał też głównego podżegacza, który chce obalenia jego władzy. To Fethullah Gülen (75 l.), duchowny, który przez wiele lat był sojusznikiem prezydenta, a teraz przebywa w USA. Erdogan zażądał od Baracka Obamy (54 l.) ekstradycji Gülena. Władze USA odpowiedziały, że apel "zostanie rozważony z należytą uwagą", ale "Ankara będzie musiała przedstawić bardzo solidne dowody na to, że kaznodzieja uczynił coś złego".
Prezydent już robi czystki nie tylko w armii. Aresztowano 2839 wojskowych i 10 członków Rady Państwa, ze stanowisk usunięto też 2745 sędziów. Jak widać, Erdogan wykorzystuje zamach do umocnienia swej autorytarnej władzy. Myśli o wprowadzeniu kary śmierci za zdradę, by łatwiej rozprawić się z uczestnikami puczu.
Sytuacja w Turcji jest tak napięta, że polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało komunikat, w którym odradza podróże do tego kraju.
ZOBACZ: SZOK! Bartłomiej Sienkiewicz przewidział pucz w Turcji?!