Wzrost poparcia dla Władimira Putina po buncie w Rosji. 82 proc. Rosjan pozytywnie ocenia swojego dyktatora
Kiedy Jewgienj Prigożyn opuszczał Rostów nad Donem po przerwanym buncie w Rosji, był fetowany przez mieszkańców jak celebryta. Ludzie robili sobie z nim selfies i wiwatowali na jego cześć. Te obrazki z pewnością mogły zaniepokoić Władimira Putina, którego władza po raz pierwszy od 23 lat rządów była - a może nadal jest - zagrożona. Bunt w Rosji osłabił władzę Putina w Rosji - takie głosy komentatorów i polityków słychać od tygodnia zewsząd. Anonimowi oligarchowie rosyjscy dla "Washington Post" ujawniali też, że wśród elit rośnie niezadowolenie z polityki dyktatora i że obecnie "jest on nikim". Ale co myślą o tym zwykli ludzie? Podano wyniki pierwszych sondaży wykonanych już po przerwanym puczu. Sondaż wykonało Centrum Lewady, wpisane przez Putina na listę agentów zagranicznych.Według badań Centrum Lewady poparcie dla Putina bardzo nieznacznie spadło w dniu puczu, czyli w sobotę 24 czerwca, ale potem... wręcz wzrosło. Jak wyglądają liczby? Przed buntem w Rosji poparcie obywateli dla Władimira Putina, czyli pozytywną ocenę jego osoby i rządów deklarowało aż 81 proc. Rosjan. 24 czerwca ten odsetek wyniósł 79 proc., a w dniach 25-28 czerwca poparcie dla dyktatora było już 82-procentowe. A zatem nie zmalało, tylko nieco wzrosło. Według tego sondażu stracił za to Jewgienij Prigożyn. O ile przed buntem w Rosji pozytywnie oceniało go 58 proc. ankietowanych, to teraz popiera go zaledwie 30 proc.
Bunt w Rosji. Jak się zaczął, a jak skończył?
Jewgienij Prigożyn parę miesięcy temu niespodziewanie zaczął atakować rosyjskie ministerstwo obrony, a pośrednio także swojego niedawnego przyjaciela Putina. Ostre komentarze na temat nieudolności rosyjskiego ministerstwa obrony skończyły się, jak pokazały ostatnie dni, buntem w Rosji. 23 czerwca szef Grupy Wagnera ogłosił pucz przeciwko Putinowi i marsz swoich wojsk na Moskwę. Zajął też siedzibę dowództwa wojskowego Rosji w Rostowie nad Donem. Praktycznie przez nikogo nie niepokojeni, wojacy Prigożyna w liczbie kilku tysięcy zbliżyli się na odległość około 200 kilometrów od Moskwy, gdy nagle ogłoszono odwrót. Prigożyn stwierdził, że "by uniknąć rozlewu krwi" i "zgodnie z planem" (!) nakazał powrót żołnierzy do obozów. Doszło do tego po negocjacjach, jakie szef Grupy Wagnera prowadził z Putinem za pośrednictwem Alaksandra Łukaszenki. W ramach "ugody" z Putinem Prigożyn wycofał swoich ludzi, w zamian otrzymał obietnicę amnestii dla buntowników i umorzenia śledztwa prokuratorskiego we własnej sprawie. Musiał też wyjechać na wygnanie na Białoruś, gdzie przebywa od niedzielnego (25 czerwca) poranka.