Jak to jest być uratowanym przez swoje koty? Wie o tym 55-letni Rob Wild, brytyjski były makler giełdowy, który kilkanaście lat temu wyjechał z rodziną do RPA. Jak informuje "CNN" mężczyzna wraz z żoną i dziećmi dekorował w miniony weekend świąteczną choinkę. Po wszystkim domownicy rozeszli się do swoich zajęć, jednak żonę Roba, Marcelę, zaniepokoiło to, w jaki sposób koty reagują na drzewko. "Wtedy zobaczyliśmy, że po gałęziach wije się wąż. Na początku nie wiedziałem, co to było, ale potem wyszukałem w Google, jakie węże żyją w naszej okolicy i od razu wyświetlił się boomslang. To jest król wszystkich jadowitych węży!" - mówił 55-latek. Boomslang to inaczej dysfolid - raczej spokojny i mało agresywny wąż, który jednak ma jeden z najbardziej śmiercionośnych jadów na świecie.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE! Ben Affleck o swój alkoholizm obwinia byłą. "Gdybym z nią został, dalej bym pił"
Rodzina od razu wezwała lokalnego łapacza węży. Gdy Gerrie Heyns pojawił się na posesji potwierdził, że 1,5-metrowy gad to ten konkretny gatunek węża. Zanim dojechał na miejsce pouczył Wildów, by nie spuszczali węża z oka. Udało im się go utrzymać na choince przez dwie godziny, aż do przybycia specjalisty. Heyns obezwładnił nieproszonego gościa szczypcami i zabrał do domu, gdzie tymczasowo umieścił go w zagrodzie dla węży. Dwa dni później wypuścił go na wolność. Wytłumaczył, w jaki sposób zwierzę mogło się zaplątać w choinkowe ozdoby. "Prawdopodobnie pojawił się na terenie posiadłości w poszukiwaniu jedzenia, wody i schronienia. Gdy zobaczył ludzi, próbował uciec do najbliższej kryjówki, którą było drzewo” - mówił łapacz węży.
CZYTAJ TAKŻE: Maseczki obowiązkowe nawet w domu! Nowy sposób walki z Omikronem