Rodos. Pożary na wyspie, ewakuacja rutystów
Potężne pożary na greckiej wyspie Rodos. Z żywiołem walczą setki strażaków, w tym strażacy z Polski, którzy wspierają greckich kolegów. Niestety, w Grecji panują wielkie upały, a dodatkowo w niedzielę (23 lipca) rano zmienił się o 180 stopni kierunek wiatru. Teraz wieje w kierunku tzw. strefy turystycznej.
Jak informuje portal eKathimerini, do tej pory ewakuowano około 2 tys. turystów. Władze wezwały wcześniej około tysiąca osób do opuszczenia wiosek Pefki, Lindos i Kalathos zagrożonych pożarem. Ewakuowano ludzi z plaż w pobliżu Kiotari i Lardos w południowo-wschodniej części wyspy. Według greckich mediów, na ewakuację wciąż czeka ok. 1,2 tys. turystów, a w sumie miejsce zamieszkania opuścić musi ok. 8 tys. osób.
Polacy musieli uciekać
Wśród ewakuowanych turystów nie brakuje Polaków. W sumie szacuje się, że na wyspie może być 1200 osób z naszego kraju. Jedną z nich jest pani Kasia z Wejherowa, która wraz z dziećmi wypoczywała w hotelu Olive Garden w Lardos. W piątek (21 lipca) o 22.15 wieczorem otrzymała informację od operatora turystycznego, że sytuacja jest opanowana. Już wtedy jednak - jak relacjonuje turystka - nad hotelem pojawiał się pył z pożaru, a personel hotelu wychodził na zewnątrz i obserwował niebo. Nagle zarządzono ewakuację, a panią Kasię z dziećmi i innych turystów wywieziono na Rodos do hotelu Rodos Palac.
- Hotel w ogóle nie był przygotowany na nasz przyjazd. Brak jakiejkolwiek organizacji - opowiada turystka w rozmowie z PAP. - Wpuszczono nas do hotelu. Nie ma gdzie spać. Nie ma dla nas ręczników i pościeli. Co prawda możemy korzystać z wszystkiego, ale nie mamy za co, bo wszystko zostało w hotelu w Lardos – relacjonuje.
„Ludzie spali na trawnikach...”
Turystka opowiada, że po przyjeździe w hotelu zostali poczęstowani napojami i przekąskami, ale już turyści, których przywieziono później, nie mogli skorzystać z bufetu, gdyż był już zamknięty. - Okazało się, że w hotelu nie ma dla nas pokoi. Dzieci spały na podłodze i krzesłach. Ja próbowałam drzemać - opowiada pani Kasia zaznaczając, że warunki są spartańskie. - Ludzie spali na trawnikach i na leżakach nad basenem... ale wiadomo w hotelu jest ograniczona ilość miejsc do spania – dodaje.
Turystów zabrały motorówki
Tymczasem pan Marcin spędzał urlop w Kiotari. Początkowo było spokojnie, natomiast później zaczęły się pojawiać informacje o pożarach w głębi wyspy, w jej centralnej części. Wszystko zaczęło się w piątek (21 lipca). - Gdy spojrzeliśmy w niebo, to najpierw myśleliśmy, że po prostu się zachmurzyło. Jednak okazało się, że to był dym a wiatr zaczął nawiewać popiół – dodał. - Sobotni poranek był jeszcze względnie spokojny, ale już w porze lunchu widzieliśmy bardzo dużo dymu zza wzgórz. O 13.42 czasu lokalnego (w Polsce 12.42) dostałem alert, że zarządzono ewakuację - przekazał mężczyzna. - Dostaliśmy informację w hotelu, że rekomendują, żeby iść na plaże bo tam jest bezpiecznie. Później zarządzono bezwzględną ewakuację – powiedział.
Na plaży ewakuowani turyści spędzili 15 minut. - Schroniliśmy się w budynku ze sprzętem do nurkowania i zaraz zaczęły podpływać motorówki, do których nas skierowano - opowiedział pan Marcin. Z motorówki turyści trafili na większą motorówkę, a później na statek wycieczkowy.
- Na początku dryfowaliśmy przy brzegu. Patrzyliśmy na brzeg, a tam ogień już zajmował tereny hotelu. Po dwóch godzinach podjęto decyzję o przetransportowaniu nas do miejscowości Kalatos - bliżej miasta Rodos. Natomiast już w okolicy tej miejscowości powiedziano nam, że zgodnie z poleceniem rządu zostaniemy przewieziemy do Rodos z uwagi na to, że kolejne miejscowości są zajmowane przez ogień – powiedział.
W okolicy 23 czasu lokalnego pan Marcin wraz z innymi ewakuowanymi turystami dotarł do miasta Rodos. - Na brzegu czekały autokary i służby porządkowe. Dostaliśmy wodę i jakieś przekąski i zawieziono nas do hotelu Rodos Palace – przekazał.