Trupy leżące na ulicach, ranni błagający o pomoc i grasujące po ulicach bandy osiłków mordujące nieprzychylnych władzy dziennikarzy. Te sceny, przypominające krwawo tłumione demonstracje w Egipcie czy Syrii, rozgrywają się tuż za naszą wschodnią granicą - w Kijowie. Rozruchy, które ponownie wybuchły na Majdanie we wtorek, zmieniły się w prawdziwą wojnę. Teraz stolica Ukrainy to strefa ciągłych starć z opozycją, którą władze starają się jak najbardziej odciąć od świata - w tym pomocy medycznej dla rannych. Kolejne próby negocjacji z Wiktorem Janukowyczem (64 l.) nie przynoszą rezultatu. Prezydent ani myśli ustąpić.
Jedną z ofiar rozruchów jest Wiaczesław Weremij, dziennikarz "Wiesti", którego płatni chuligani wyciągnęli z taksówki, strzelili mu w pierś i skatowali na śmierć. W Kijowie krążą pogłoski, że Janukowycz chce stłumić rewolucję przy pomocy wojska. Rozkaz skierowania do stolicy oddziałów powietrznodesantowych z Dniepropietrowska został już wydany. Oficjalnie żołnierze mają ochraniać składy broni.
Zobacz też: Ukraina. Masakra w Kijowie
Co na to Unia i Polska? Prawdopodobnie jutro minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski (51 l.) pojedzie do Kijowa pomóc w negocjacjach. Zrobi to na prośbę szefowej dyplomacji UE Catherine Ashton (58 l.). A już dziś w Brukseli przedstawiciele Unii będą rozmawiać na temat sytuacji na Ukrainie.