Natalia Panchenko to Ukrainka od 13 lat mieszkająca w Polsce. Aktywistka z fundacji Euromajdan była współorganizatorką blokad TIR-ów na granicy polsko-białoruskiej. Alinie Makarczuk opowiedziała o tym, jak to się zaczęło. "To było w marcu, bo wtedy właśnie dostaliśmy pierwsze sygnały od polskich kierowców, że pomimo sankcji nałożonych na Rosję, samochody z różnego rodzaju towarami wciąż tam jeżdżą i że ich to szokuje. Najpierw myśleliśmy, że to dezinformacja, więc wyruszyliśmy na granicę, by to sprawdzić. Okazało się, że to prawda. Wtedy spontanicznie zdecydowaliśmy, że jedyne, co możemy zrobić, to zablokować tym TIR-om drogę. I tak zrobiliśmy, na początku w pięć osób, potem w pięćdziesiąt, a potem blokady odbywały się 24/7" - mówiła Panchenko.
Wojna na Ukrainie. "Wam się to należy"
Zdradziła też, z jakimi reakcjami kierowców spotykali się aktywiści. "Bardzo różnymi. Część z nich przychodziła, pytała o co chodzi i się solidaryzowała. Mówili, że idą spokojnie czekać w samochodzie, że to popierają. Inni, szczególnie ci z Rosji, krzyczeli na nas, że żadnej wojny nie ma, że nie będą tu stać i czekać, że to co nas, Ukraińców spotyka, nam się należy".
CZYTAJ TAKŻE: Pogrzeb 4-latki zabitej w ukraińskiej Winnicy. W maleńkiej trumnie pluszaki i kwiaty
"To, co dzieje się w Ukrainie, to ludobójstwo"
Panchenko mówi, że do tych, którzy wciąż nie widzą nic złego w handlu z Rosją, ma tylko jedno pytanie. "Po tym, co się stało w Buczy, Irpieniu, Mariupolu, po tym ludobójstwie, jakie dzieje się w Ukrainie, wciąż macie sumienie i serce, żeby robić interesy z Rosją? Dwa dni nie mogłam spać po tym, jak zobaczyłam zdjęcie 2-letniej ukraińskiej dziewczynki, której mama na plecach napisała jej imię, nazwisko, kontakt do rodziny. Zrobiła to na wypadek, gdyby ona sama zginęła, żeby to dziecko wiedziało kim jest, kim było. Albo jak zginie, żeby można było je pochować" - opowiadała roztrzęsiona Ukrainka. "Czy gdybyście wy musieli coś takiego zrobić dla swojego dziecka, nadal byście z Rosją handlowali? " - pyta.
Cała rozmowa poniżej!
UkrALINA. "Winni tej wojny muszą być pociągnięci do odpowiedzialności"
Alina Makarczuk, dziennikarka Radia Eska podkreśla, że urodziła się na zachodzie Ukrainy, a jej misją w obliczu wojny jest informowanie o tym, co dzieje się w jej pierwszej ojczyźnie. "Obawiam się, że jeśli zapomnimy o tym, albo przestaniemy o tym mówić, to winni nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności" - przyznaje.