Umarła, bo była za gruba, by lecieć

2012-11-28 3:00

Tragedią zakończył się powrót do Nowego Jorku dwojga imigrantów z Węgier. Vilmy Soltesz (†56 l.) nie chciano wpuścić do samolotu, bo ważyła 425 funty (191 kg).

Państwo Soltesz mieszkają na Bronksie, a na Węgrzech mają domek letniskowy i jeżdżą tam każdego roku. Mąż Wilmy, Janos pracuje jako ochroniarz na Staten Island Ferry. Vilma z powodu nadwagi była chora na nerki, cukrzycę, musiała się poddać amputacji nogi i jeździa na wózku.

- Załoga próbowała jakoś zamocować wózek z tyłu samolotu, ale nie było dla niej dość długiego pasa - mówił zrozpaczony Janos w rozmowie z "The New York Post". Wózka nie dało się zamocować, a Vilma nie mieściła się na zwykłym fotelu. W końcu musieli opuścić pokład.

Załoga obiecała im, że zostaną zabrani innym lotem - z Pragi, zostali więc zmuszeni do długiej i męczącej jazdy do stolicy Czech. Jednak i tam linie Delta nie przyjęły ich na pokład, bo nie dało się umieścić Vilmy w samolocie w bezpieczny sposób.

Wrócili więc do swojego domu na Węgrzech i skontakowali się z biurem podróży w Nowym Jorku z prośbą o pomoc w zorganizowaniu lotu do Stanów. Kiedy już agencja załatwiła im lot... znów powtórzyło się to samo. Po półgodzinnym usiłowaniu zabezpieczenia Vilmy w wózku kapitan samolotu Lufthansy polecił im opuszczenie maszyny. I znów musieli wracać do domu.

Vilma była już tak chora i wyczerpana, że zmarła dwa dni później z powodu niewydolności nerek.

- Nie zdecydowaliśmy się na szpital na Węgrzech, bo nie ma tam lekarza, który ją zna. Nikt nie wie co naprawdę jej dolega, za wszelką cenę chcieliśmy wracać do Nowego Jorku. Vilma po prostu chciała już być w domu i leczyć się - mówił Janos.

Z punktu widzenia linii wygląda to jednak inaczej.

- Na pokładzie było 140 pasażerów, wielu z nich miało przesiadki we Frankfurcie. Odlot z Budapesztu nie mógł trwać w nieskończoność. Nie chodziło tu nawet o pas, ale o zabezpieczenie pasażerki, które było niemożliwe - powiedział Nils Haupt, rzecznik Lufthansy.

Adwokat, który zamierza zaskarżyć linie o odszkodowanie uważa, że podróż do Pragi i z powrotem pogorszyła stan zdrowia Vilmy i przyczyniła się do jej śmierci. Dla Janosa śmierć żony w takich okolicznościach była ciężką traumą. - Jestem taki samotny, byliśmy małżeństwem przez 33 lata - powiedział.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają