- Jeśli mam odejść z tego świata, nie chcę ciągle chodzić po szpitalach, podróżujmy, aż umrę - powiedziała Elizabeth Joice do narzeczonego Maxa (32 l.), kiedy w 2010 roku lekarze wykryli u niej złośliwy nowotwór. - Zawsze taka była, nie roztkliwiała się nad sobą - wspomina dziś Max.
Zobacz też: The Voice of Poland. TVP 2 pokaże koncert dla zmarłej na raka Kasi Markiewicz
Na szczęście wtedy lekarzom udało się wyciąć guza w okolicy kręgosłupa i wydawało się,
że Liz będzie zdrowa.
Oddała życie dla córeczki
Para pobrała się. Kobieta szybko zaszła w ciążę. Po miesiącu poczuła się źle. Choroba wróciła. Lekarze mówili wprost: albo Liz usunie ciążę i zacznie leczenie, albo umrze. Amerykanka podjęła ryzyko. 4 marca jej córeczka Lily przyszła na świat przez cesarskie cięcie. Jej mama miała już przerzuty nowotworu na płuca, serce i brzuch.
Po pięciu dniach zmarła.