Do smutnych wydarzeń doszło w ubiegłym roku w sierpniu. Pan Jones i jego żona, małżeństwo z 55-letnim stażem, wybrali się na rejs luksusowym statkiem należącym do firmy Celebrity Cruises. W czasie wycieczki po Karaibach mężczyzna nagle zmarł na serce. Jak przekazuje CNN, jego żonie zaproponowano wówczas dwa rozwiązania: "usunięcie ciała pana Jonesa ze statku w San Juan, Puerto Rico, albo przechowanie jego ciała na statku, dopóki nie dotrze do portu w Ft. Lauderdale na Florydzie, czyli po około sześciu dniach od daty jego śmierci". Wdowa wybrała tę drugą możliwość.
Śmierć na luksusowym wycieczkowcu. Zwłoki wciśnięte do lodówki
Zapewniono ją, że zwłoki męża zostaną umieszczone w kostnicy, znajdującej się na statku. Gdy po sześciu dniach rejs się zakończył, a na statek weszli przedstawiciele domu pogrzebowego i koroner, okazało się, że kostnica jest pusta. "Zamiast tego ciało pana Jonesa zostało, w nieznanym jeszcze czasie, przeniesione z kostnicy statku do chłodziarki na napoje. Obok lodówki stały wyciągnięte z niej butelki, a sama chłodziarka nie miała temperatury wystarczającej ani odpowiedniej do przechowywania zwłok" - cytuje treść pozwu CNN. Marylin Jones zaskarżyła bowiem przewoźnika i zażądała od niego miliona dolarów zadośćuczynienia.
Tragedia na statku. "Ciało zielone i spuchnięte"
Zgodnie z tym, co można znaleźć w pozwie, ciało pana Jonesa znaleziono zapakowane w torbę i leżące na palecie na dnie lodówki. Było w "zaawansowanym stadium rozkładu - zielone i spuchnięte". Linie wycieczkowe jak dotąd nie skomentowały sprawy.