- To już pana druga próba zostania członkiem rady dyrektorów P-SFUK...
- Owszem, po raz pierwszy próbowałem swoich sił w roku 2011 roku. Tak jak obecnie, zostałem odrzucony przez komisję nominacyjną, lecz wówczas nie podjąłem trudu zbierania podpisów, a szkoda. W tym roku postanowiłem mimo wszystko zobaczyć, czy uzbieram podpisy pod petycją, i udało się, za co jestem bardzo wdzięczny tym członkom Unii, którzy mnie poparli. Mogą mieć pewność, że o tym nie zapomnę. Chcę wspomóc Unię moim życiowym doświadczeniem, wiedzą, rozsądkiem, poszanowaniem wartości naszej kultury, uczciwością i zdolnościami rozwiązywania problemów i konfliktów. Widać gołym okiem, że sposób kierowania Unią pozostawia dziś wiele do życzenia, a sposób przeprowadzania wyborów do rady wskazuje, że większość dyrektorów dąży przede wszystkim do niedopuszczenia tam nikogo spoza układu.
- Gdzie do tej pory udzielał się pan w środowisku polonijnym?
- Oprócz działalności w Komitecie Członków Solidarności - Byłych Więźniów Politycznych, który był aktywny do 1988 roku, działałem w organizacji Akcja Polska, która od początku piętnowała wykoślawienia polskiej początkującej "demokracji", szczególnie wykazując, że ten eksperyment nie może się powieść bez lustracji i dekomunizacji. Dziś widać, że mieliśmy słuszność. Jeszcze później wstąpiłem do Kongresu Polonii Amerykańskiej, w Wydziale Północne New Jersey. Chyba zauważono moje zdolności organizacyjne i przywódcze, ponieważ zostałem prezesem wydziału i prowadziłem go przez 8 lat. Obecnie jestem wiceprezesem.
- Jakie ma pan wykształcenie?
- Jestem magistrem inżynierem ze specjalnością elektroenergetyka przemysłowa, ale przekwalifikowanym na informatyka zaraz po ukończeniu studiów. Rozpocząłem karierę jako nauczyciel akademicki, ale gdy zacząłem robić doktorat, nastała też i Solidarność i jakoś nie było czasu tej pracy dokończyć. A potem emigracja. Pracowałem przez krótki czas na uniwersytecie Seton Hall w NJ i już byłem przyjęty na studia doktoranckie, ale okazało się, że budżet domowy emigranta tego nie wytrzyma. Poszedłem więc w amerykański świat korporacyjny.
- Co będzie chciał pan zmienić w Unii?
- Najważniejsze: unia kredytowa nie jest bankiem, inną ma misję i cele. I chciałbym, aby wszyscy, łącznie z niektórymi członkami rady dyrektorów, dobrze to zrozumieli. Naczelnym celem nie jest więc zysk (co ostatnio mocno wbijano członkom do głów), ale wspomaganie lokalnej polskiej społeczności, zwłaszcza w zakresie przedsiębiorczości, lecz także nauki i kultury. Jednym słowem - powrót do korzeni, do tego, jak naszą Unię widział ks. Tołczyk. Statut musi być przestrzegany, zwłaszcza jego duch, nie tylko litera. Nie może natomiast stanowić narzędzia do opędzania się przed członkami. Jeśli zapisy statutu stoją w sprzeczności z prawem albo z zasadami demokracji, to trzeba je dostosować. Na dzisiaj nasza Unia potrzebuje przede wszystkim przejrzystości w swoich działaniach, a członkowie rady dyrektorów muszą zaakceptować to, że są indywidualnie odpowiedzialni przed członkami za swoje poczynania. Członek rady dyrektorów to funkcja społeczna i ochotnicza, a nie synekura.
- A co obecnie najbardziej nie podoba się panu w zarządzaniu P-SFUK?
- Przede wszystkim arogancja niektórych członków rady dyrektorów, którzy traktują ogół członków jako "ciemny lud", któremu można wmówić każdą bzdurę, a gdy stawiają pytania i chcą dyskutować - po prostu uciec im z oczu.
POZNAJ KANDYDATÓW
Na stronie Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej pojawiła się pełna lista osób, które wezmą udział w nadchodzących wyborach. O trzy miejsca w radzie dyrektorów walczyć będzie 10 osób. W maju tego roku miejsca w radzie zwalniają: Kaja Sawczuk, Krzysztof Matyszczyk oraz Marzena Wierzbowska. Nominację P-SFUK otrzymali: John Czop, Krzysztof Matyszczyk, Zygmunt Staszewski i Małgorzata Wądołowski. Natomiast
po uzbieraniu podpisów do rady dyrektorów startują: Ryszard F. Bąk, Agata D. Bieda-Krutysz, Andrzej Burghardt, Zofia Gola, Paweł Pachacz oraz Marek Wysocki. Głosować można
do 14 maja. Natomiast ogłoszenie wyników nastąpi 19 maja.