Nad ostatecznym kształtem rezolucji pracują członkowie komisji ds. międzynarodowych, którzy jeszcze dzisiaj mają poddać go pod głosowanie, a następnie przekazany do Kongresu. Jeżeli projekt zostanie zatwierdzony w obecnym kształcie, Amerykanie będą mogli zaatakować Syrię, aby, jak zapowiada sekretarz stanu John Kerry, ukarać reżim Asada za użycie broni chemicznej.
- Prezydent stawia sprawę jasno. Nie interesuje nas wzięcie odpowiedzialności za losy wojny domowej w tym kraju. On prosi o zgodę na ograniczenie możliwości al-Asada do użycia broni chemicznej - mówił amerykański sekretarz stanu. Naszym obowiązkiem jest działać, a nie przyglądać się coraz większej tragedii humanitarnej - dodał Kerry.
>>> Asad zrzucił bombę fosforową na szkołę?
W czasie ewentualnej interwencji żaden amerykański żołnierz nie postawi swojej stopy na syryjskiej ziemi. Dokument zakłada bowiem ataki z powietrza i morza. Wojska lądowe nie zostaną wykorzystane, a sama operacja została dodatkowo objęta ramami czasowymi. Ma potrwać 60 dni z możliwością przedłużenia do 90.
- Jeśli teraz nie zareagujemy, to za jakiś czas przyjdziemy tu znowu prosić was o wzięcie odpowiedzialności za zgodę na większą interwencję, znacznie bardziej niebezpieczną dla Amerykanów i ryzykowną dla naszego wojska - stwierdził John Kerry.
Zdaniem Amerykanów nie ma wątpliwości, że to siły Asada użyły broni chemicznej w okolicach stolicy Syrii, Damaszku. Podobne informacje przekazał wywiad niemiecki i francuski. W wyniku ataku śmierć poniosło 1400 osób, w tym setki dzieci.
- Kiedy ktoś zabija setki dzieci bronią, której świat zakazał, to jesteśmy wszyscy współwinni - powiedział sekretarz. - Nie ma wątpliwości, że zgoda jest w interesie naszego narodowego bezpieczeństwa. Kiedy USA mówią "nigdy więcej" (stosowania broni chemicznej - red.) , to nie mamy na myśli "czasem", ale "nigdy". Nigdy znaczy nigdy - podkreślił stanowczo Kerry.