Amerykańskie władze, w tym Mike Pompeo, pełniący prominentną funkcję sekretarza stanu w administracji Donalda Trumpa, w ostatnich dniach bezpardonowo zaatakowały Chiny. 57-letni polityk poinformował media, ze istnieją "przytłaczające dowody" na to, że koronawirus uciekł z laboratorium w Wuhan (a nie powstał przypadkiem na bazarze, jak przekonują politycy Państwa Środka), a pytany później w telewizyjnym wywiadzie o to, czy ktoś wypuścił go specjalnie, nie zaprzeczył jednoznacznie tej teorii.
Hua Chunying, rzeczniczka chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych na konferencji prasowej odpowiedziała mu bardzo dosadnie: - Myślę, że tą sprawą powinni zająć się naukowcy i lekarze, a nie politycy, którzy kłamią dla własnych, politycznych celów.
Zobacz także: III wojna światowa wybuchnie przez koronawirusa? Chiny straciły cierpliwość!
Pompeo po tych słowach postanowił dalej eskalować konflikt i ponownie udzielił mediom wypowiedzi, które raczej nie spodobają się w Państwie Środka. Jak stwierdził, są "znaczące dowody" na to, że koronawirus pochodzi z laboratorium w Wuhan, dodając przy tym asekuracyjnie, że jednak "pewności nie ma".
W jego ocenie chińskie władze "mogły oszczędzić światu globalnych problemów gospodarczych", gdyby lepiej informowały o wirusie. Jak przekonywał: - Mieli wybór, ale zamiast tego ukryli wybuch (epidemii) w Wuhan! Następnie kontynuował swoje oskarżenie, mówiąc: - Chiny nadal odmawiają dzielenia się informacjami, których potrzebujemy, aby zapewnić ludziom bezpieczeństwo.
Jakby tego było mało, z ust Pompeo popłynęła także krytyka względem... Unii Europejskiej, która według niego w niewystarczającym stopniu zaangażowała się w walkę o transparentność Chin.