Bezwzględny zabójca nie miał litości dla swoich ofiar. Policja wkroczyła do akcji dopiero po anonimowym telefonie przypadkowego świadka masakry, który znalazł na chodniku przed jednym z domów ciało jeszcze żywego mężczyzny. Niestety, nie udało się go uratować, zmarł w drodze do szpitala.
Przeczytaj koniecznie: Strzelanina w centrum handlowym
Kiedy kryminalni przyjechali na miejsce masakry, usłyszeli najpierw huk wystrzałów, a potem odkryli zwłoki pozostałych. Trzy trupy leżały wewnątrz budynku, a cztery kolejne pod domem w pobliżu lasu, gdzie schował się zabójca. W obławie na 39-letniego mordercę wzięło udział ponad stu funkcjonariuszy.
Otoczony przez mundurowych Speight otworzył ogień. Wystrzelone z pistoletu kule na szczęście nie zraniły żadnego policjanta, ale uszkodziły zbiornik śmigłowca, który krążył nad lasem śledząc szaleńca. Maszyna musiała awaryjnie lądować. Stróże prawa kontynuują jednak pościg za szaleńcem.
W obawie o życie mieszkańców okolicznych posesji policja zabroniła im wychodzić na ulicę. Ze względów bezpieczeństwa ewakuowano też 60 uczniów pobliskiej szkoły chrześcijańskiej.
Śledczy nie ujawnili, dlaczego Speight zabił żonę, syna i 6 niewinnych ludzi. Nie podali również ani dokładniejszych informacji na temat szaleńca, ani też tożsamości ofiar.