Ówczesne dochodzenie i dostępne wtedy techniki śledcze doprowadziły do tego, że wylądował za kratkami. Mężczyzna jednak od początku nie przyznawał się do winy. Jego adwokat cały czas wnosił apelacje i domagał się ponownego zbadania dowodów oraz pobranych materiałów genetycznych, a także przejrzenia wszelkich akt śledztwa sporządzonych przed 20 laty.
I miał rację. W czwartek sędzia Sądu Najwyższego na Brooklynie uznał po ponownym przeanalizowaniu sprawy, że jest w niej wiele wątpliwości i tak naprawdę żaden dowód nie wskazuje jednoznacznie na winę Ranty. Dlatego też pozwolił mu wyjść na wolność.