Proszę zajrzeć na portal historycy.org, gdzie pasjonaci-amatorzy i zawodowcy dyskutują nawet o tym, ile prochu było w naboju do mausera, a ile do mosina. Przytaczam za tym portalem ranking sił militarnych państw walczących z Niemcami (Włochami) i Japonią. Numer jeden, bezapelacyjnie w tym rankingu zajmują się siły zbrojne (wojska lądowe, marynarka wojenne, lotnictwo itd.) ZSRS: w dniu zwycięstwa miał pod bronią 11,4 mln żołnierzy. Drugie miejsce zajmują Stany Zjednoczone: nieco ponad 10 mln żołnierzy, z tego 3 mln w Europie. Trzecia pozycja: Wielka Brytania: 6,4 mln wojaków. A to pozostałe państwa, które ze swoimi siłami zbrojnym i znalazły się w zestawieniu dziesięciu największych armii walczących pod dobrej stronie. Czwarte miejsce przypisuje się Chinom, choć nigdy ich żołnierze nie walczyli z III Rzeszą. Na liście znalazły się z powodów formalnych. Kuomintang w grudniu 1941 wypowiedział formalnie wojnę Niemcom i Włochom analogicznie jak polski rząd emigracyjny wypowiedział 11 grudnia 1941 r. wojnę Japonii (notabene ona nie przyjęła tego aktu). Chiny w maju 1945 miały 4,6 mln uzbrojonych żołnierzy. Piąte miejsce: Francja – 1,25 mln żołnierzy. W tym przypadku, jak i Wielkiej Brytanii, na wielkości potencjału wojskowego zaważyli żołnierze z kolonii. Szóste miejsce: Kanada z armią liczącą 810 tys. żołnierzy. Siódme miejsce zajmuje Jugosławia: 800 tys. ludzi pod bronią w maju 1945 r.
A za Jugosławią marszałka Tity uplasowała się Polska. 370 tys. plus 210 tys., czyli razem 580 tys. żołnierzy. W dniu kapitulacji III Rzeszy w (ludowym) Wojsku Polskim na froncie było 338 tys., a ok. 30 tys. leczyło rany w szpitalach. W Polskich Siłach Zbrojnych (na Zachodzie) w tym czasie mogło być maksymalnie 210 tys. żołnierzy. Stany żywnościowe PSZ zapotrzebowane na 1 V 1945 r. opiewały dla 194,5 tys. osób. Jednak do PSZ zgłaszali się ochotnicy – uwolnieni jeńcy i robotnicy przymusowi i nie jest jasne, ilu z nich zdołano przez tydzień do kapitulacji III Rzeszy wcielić do wojska i uzbroić. Przypomnijmy, że wojsko polskie jako jedyne w koalicji antyhitlerowskiej podlegało dwóm zwalczającym się rządom i dowództwom. Dziewiąta w zestawieniu Australia miała pod bronią w maju 1945 r. 500 tys. żołnierzy. Dziesiątą siłą w tym zestawieniu była Rumunia, która 25 sierpnia 1944 r. zmieniła sojusznika i stanęła po stronie koalicji antyhitlerowskiej: 380 tys. żołnierzy. Sumując: zważywszy, że Chiny nie walczyły z Niemcami, tak jak i Polska nie biła się z Japończykami, można przyjąć, że w koalicji antyhitlerowskiej byliśmy numerem siedem.
Nie trzeba Polakom dodawać żołnierzy, by umocnić w nas przekonanie (słuszne jak najbardziej) o bitności polskiego narodu „o wolność waszą i naszą”. Jest zrozumiałe, dla każdego orientującego się w ówczesnych realiach, że Polska nie mogła mieć liczniejszych sił zbrojnych. Dlaczego? To dłuższy wywód, więc w skrócie. Choćby dlatego, że jako jedyny uczestnik koalicji antyhitlerowskiej byliśmy najdłużej pod całkowitą okupacją. Dlaczego w przytoczonym zestawieniu jesteśmy za Jugosławią? Bo jej partyzanckie siły były wspierane materialnie (dostawy sprzętu itp.) tak przez Wielką Brytanię (Churchill kombinował, by drugi front puścić przez Bałkany, by w ten sposób wejść do Polski przed Armią Czerwoną), jak i Stalina. Do tego należy dodać warunki geograficzne Jugosławii. A jako się to wszystko zbierze razem, to otrzyma się odpowiedź, dlaczego jugosłowiańscy partyzanci (dysponujący nawet lotnictwem!) wiązali na Bałkanach kilkanaście dywizji niemieckich. W związku z powyższym musimy pogodzić się z tym, że Armia Krajowa wcale nie była, jak to często słyszy się, największą podziemną armią w okupowanej Europie.
Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie można było tworzyć tylko z tych, którym udało się uciec w 1939 r. z Polski, a w 1940 r. z Francji oraz z tych sybiraków, których wprowadził Anders oraz z jeńców polskiego pochodzenia z Wehrmachtu lub (ich było znacznie mniej) dezerterów. Powie ktoś, przecież tylu Polaków żyło wówczas na Zachodzie i w Ameryce? I co z tego. Przecież oni nie byli obywatelami II RP, ale USA, Kanady czy Francji. Wojskowe powinności mieli w pierwszej kolejności względem państw, których byli obywatelami. Łatwiej – teoretycznie rzecz biorąc – byłoby zwiększyć stan liczebny (ludowego) Wojska Polskiego. Choćby z tych setek tysięcy Polaków zesłanych na Syberię. I choć po odbiciu Polski spod okupacji tysiącletniej Rzeszy można było znacznie podnieść liczebność WP, to tego nie uczyniono. Nie udało się stworzyć 3.Armii WP, oficjalnie z braku kadry oficerskiej. Możemy się szczycić, nawet powinniśmy – bez względu na polityczny sympatie/antypatie – udziałem polskich żołnierzy w operacji berlińskiej. Warto mieć świadomość, że bez tych 12 tys. żołnierzy (1. Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki) Armia Czerwona i tak by zdobyła Berlin. Dziś już żyje niewielu z tych, którzy doświadczyli końca wojny w Europie będąc w mundurach PSZ i WP. Chwała im. Oni nie potrzebują naciągania historii. I nam współczesnym też to nie jest potrzebne.