Rosja oficjalnie ogłosiła zawieszenie działań bojowych w Gruzji, ale w świat wciąż płyną przerażające informacje o kolejnych ofiarach wśród ludności cywilnej. Według informacji z gruzińskiego MSZ, w wyniku działań wojennych zginęły już cztery tysiące osób.
Kilka razy więcej jest rannych. Mnożą się też doniesienia o mordach, rabunkach i gwałtach dokonywanych na terenach kontrolowanych przez armię rosyjską. Co na to Moskwa? Robi dobrą minę do złej gry.
- W ciągu ostatnich 24 godzin w Gruzji nie padł ani jeden strzał - zapewniał wczoraj rosyjski sztab generalny. Jednocześnie około 130 rosyjskich transporterów opancerzonych zajęło gruzińską bazę wojskową pod Senaki. Nie tylko w Senaki sytuacja jest daleka od deklarowanego przez Rosjan rozejmu. Wczoraj w Gori słychać było odgłosy kilku eksplozji i widoczny był dym. W kilku miastach kontrolowanych przez Rosjan wprowadzono godzinę policyjną. Władze amerykańskie oskarżyły siły rosyjskie o wspieranie sił abchaskich podczas ataku na gruzińskie oddziały w wąwozie Kodori. Pod ostrzałem są także korespondenci wojenni. Reporterka gruzińskiej telewizji została postrzelona przez snajpera podczas nadawania relacji na żywo. Także ekipa tureckiej telewizji znalazła się pod gradem kul i musiała schronić się w samochodzie. Cudem nikt nie zginął.
Według organizacji Human Rights Watch, Rosjanie do lotniczych bombardowań w Gruzji używają szalenie groźnych bomb rozpryskowych (ich wybuch powoduje prawdziwe spustoszenie). Zrzucano je m.in. na Gori i inne cele cywilne. Według raportu Human Rights Watch, od tej zakazanej w ponad 100 krajach broni w Gruzji zginęło co najmniej 11 cywilów, a kilkudziesięciu zostało rannych.