W Rosji wciąż nie osiągnie się nic bez zgody Putina

2009-07-06 5:00

Rozpoczynającą się dziś wizytę prezydenta Baracka Obamy w Rosji komentuje dla "Super Expressu" szef moskiewskiego biura "The Times" Tony Halpin

"Super Express": - Co może osiągnąć Obama podczas pierwszej wizyty w Rosji?

Tony Halpin: - Przede wszystkim chce poprawić stosunki USA i Rosji. Oczyścić je z bagażu po Bushu. Konkretem ma być pomoc Moskwy w sprawach związanych z Afganistanem i Iranem. I akurat w przypadku programu nuklearnego Teheranu spodziewałbym się najdalej idących zmian. Kremlowi najbardziej zależy na powstrzymaniu rozwoju amerykańskiej obecności wojskowej w Europie Wschodniej. Choćby tarczy antyrakietowej. I jeżeli Obama złagodzi stanowisko w tej sprawie, to Moskwa zaostrzy swoje wobec Iranu. Możliwe wydaje się też wstępne porozumienie w sprawie redukcji broni atomowej. Odpalenie rakiet, które wycelowały w siebie przed laty oba kraje, jest nieprawdopodobne. A utrzymanie tych arsenałów kosztuje zbyt wiele.

- Mówi pan o poprawieniu stosunków. Obama zaostrzył jednak ton swoich wypowiedzi wobec Moskwy. Nazwano to nawet "besztaniem Rosji". Spotkaniom Busha z Putinem zawsze towarzyszyły gładkie słówka i klepanie się po plecach…

- To pewien paradoks. Osobiste kontakty Busha i Putina nigdy nie przełożyły się jednak na sytuację międzynarodową. Ta była coraz gorsza. Pod koniec kadencji prezydent Miedwiediew określił ją jako "zbliżoną do zimnowojennej". Wypowiedzi Obamy, o których pan mówi, były moim zdaniem strategiczną pomyłką. Amerykański prezydent myślał, że będzie w stanie podbudować Miedwiediewa, krytykując i w jakiś sposób poniżając Putina. Wynika to niestety z braku zrozumienia realnego zakresu wpływów Miedwiediewa. Putin nie jest już prezydentem, ale wciąż dominuje. Bez porozumienia z nim USA nie osiągnie niczego.

- Obama nie obawiał się też spotkania z liderami demokratycznej opozycji w Rosji. Bush nie chciał równie demonstracyjnych, nielubianych przez Kreml gestów.

- Te spotkania z opozycją, organizacjami pozarządowymi, mediami i studentami mogą stać się najważniejszym aspektem wizyty. Amerykanie chcą wykorzystać wizerunek nowego prezydenta, człowieka "zmiany", lidera ze "świeżym podejściem". Są jednak pewne granice zmian amerykańskiej polityki wobec łamania praw człowieka w Rosji. Sam Miedwiediew został przecież wybrany na głowę państwa z pogwałceniem demokratycznych zasad. I nikt nie spodziewa się, by Obama o tym wspominał.

- W stosunkach obu krajów jest wiele innych drażliwych spraw. Na ile podejście Rosji mógł jednak zmiękczyć kryzys ekonomiczny? Uzależniona od spadających dochodów z ropy i gazu boryka się dziś z poważnymi problemami.

- Moskwa jest dziś na pewno mniej pewna siebie niż przed laty. Mniej arogancka w stosunkach z sąsiadami. Część sił musiała skupić na problemach wewnętrznych. Ale nie przesadzałbym z tą zmianą. Rosja stara się wykorzystać fakt, że kryzys w wielu byłych republikach sowieckich jest jeszcze głębszy niż w Rosji. I właśnie przez tę różnicę chce dodatkowo zwiększyć swoje wpływy na terenie byłego imperium. Wiele zależy tu od samych Amerykanów. Muszą dawać sygnały, że pewnych swoich pomysłów nie odpuszczą. Tak w przypadku Gruzji, jak i Ukrainy. Problem w tym, że Obama jest wyraźnie mniej przekonany co do konieczności rozszerzania NATO o byłe republiki sowieckie, niż miało to miejsce w przypadku Busha.

Tony Halpin

Brytyjski publicysta, wieloletni korespondent i szef biura "The Times" w Moskwie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki