Szczegóły śmierci Scotta Sibleya i zaginięcia drugiego Brytyjczyka na razie nie są znane. Wszystko jednak wskazuje na to, że obaj zaciągnęli się jako ochotnicy do międzynarodowego oddziału, walczącego ramię w ramię z Ukraińcami przeciwko Rosjanom. BBC powołuje się na źródła dyplomatyczne, według których panowie najprawdopodobniej służyli w Mariupolu lub w innym miejscu w Donbasie. O tym, że Brytyjczycy brali udział w walkach pisze także Illia Ponomarenko, reporter "The Kyiv Independent". "Nasz Międzynarodowy Legion również ponosi straty bojowe Spoczywaj w pokoju. Dziękuję za twoją służbę" - napisał na Twitterze. Sibley najprawdopodobniej był dawniej zawodowym żołnierzem. Osoby, które go znały opisują go jako niezwykle odważnego, wspaniałego przyjaciela. Brytyjski rząd nie ustaje w wysiłkach, by ustalić, co się dzieje z drugim, zaginionym Brytyjczykiem.
CZYTAJ TAKŻE: Rosyjski żołnierz wygadał się o stratach swojej armii! "Oni nas rozpie...lili". Szokujące liczby
Jak podaje PAP, to pierwszy potwierdzony przypadek śmierci Brytyjczyka w wojnie w Ukrainie. W marcu co prawda media informowały, że w rosyjskim ataku na bazę wojskową w Jaworowie, tuż przy granicy z Polską, prawdopodobnie zabitych zostało trzech byłych żołnierzy brytyjskich sił specjalnych, jednak do tej pory nie potwierdzono, ani nie zdementowano tych doniesień. Scott Sibley i jego kolega nie byli jedynymi Brytyjczykami, którzy pojechali w czasie wojny do Ukrainy. Mimo że rząd Wielkiej Brytanii apelował, by tego nie robić, wielu obywateli to zignorowało i zasiliło cudzoziemski legion. Wśród nich byli Aslin Aiden i Shaun Pinner. Walczyli w Mariupolu, obaj są w rosyjskiej niewoli.
CZYTAJ TAKŻE: Wiadomo, jak skończy się wojna na Ukrainie? Są trzy prawdopodobne scenariusze!