Do lokali wyborczych we wtorek ruszyli mieszkańcy Florydy, Illinois, Ohio, Missouri oraz Karolinie Północnej. Tak wyborcy Partii Demokratycznej jak i Partii Republikańskiej. Podczas gdy u demokratów delegaci wciąż są rozdzielani proporcjonalnie do uzyskanego wyniku pomiędzy Hillary Clinton i Berniego Sanders, to od 15 marca u republikanów w wielu stanach, w tym na Florydzie i Ohio, obowiązuje już zasada „winner takes it all” czyli zwycięzca bierze wszystko. Oznacza to, że kandydat, który wygra choćby tylko jednym głosem, bierze dla siebie wszystkich delegatów. Na Florydzie stawką jest 99 delegatów, w Ohio – 66 delegatów.
Wtorek - jak oceniają specjaliści - to ostatnia szansą, by przerwać marsz Donalda Trumpa po nominację. Miliarder bardzo zdecydowanie prowadził na Florydzie, w Karolinie Północnej oraz Illinois. W pozostałych nieco mniej. Czy wyborcy powstrzymają Trumpa? Czy Rubio i Kasich przetrwają? Odpowiedź na to pytanie najwcześniej we wtorkową noc.
We wtorek Amerykanie głosowali w pięciu stanach. Krytyczny moment kampanii
Wtorek był dniem prawyborów w pięciu stanach. Z uwagi na rangę miejsc gdzie głosowano, liczbę delegatów do zdobycia oraz notowania i poparcie kandydatów, jest to bardzo krytyczna faza kampanii tak dla demokratów jak i republikanów. W przypadku tych drugich, według ekspertów, od wyniku głosowania zależy dalszy los Marco Rubio i Johna Kasicha. Jeśli wygra Donald Trump, to trudno go już będzie zatrzymać.