Węgierski polityk Laszlo Toroczkai zażądał aneksji części Ukrainy przez Węgry. Gdyby przeprowadzono taki rozbiór Ukrainy, Polska graniczyłaby z Węgrami. ISW analizuje te wypowiedzi jako korzystne dla Putina
Rosja umiejętnie rozgrywa nacjonalistyczne nastroje w europejskich społeczeństwach i podsyca je - uważa amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW). Szczególnie na rękę Kremlowi były niedawne wypowiedzi polityków z Węgier i Rumunii, które mogły naprawdę szokować. Politycy ci bowiem zupełnie otwarcie proponowali rozbiór Ukrainy i aneksję jej części przez swoje kraje w razie przegranej Kijowa w wojnie na Ukrainie. Laszlo Toroczkai, przewodniczący skrajnie prawicowego ugrupowania Ruch Naszej Ojczyzny (Mi Hazank) na Węgrzech powiedział 27 stycznia, że Węgry powinny zgłosić roszczenia do ukraińskiego obwodu zakarpackiego w razie wygranej Rosji na Ukrainie. Obwód zakarpacki graniczy m.in. z Polską od strony Bieszczadów. Ugrupowanie Mi Hazank weszło do węgierskiego parlamentu.
Rumuński polityk Claudiu Tarziu z partii Sojusz na rzecz Jedności Rumunów chce części Ukrainy, która graniczy z Rumunią. ISW: Putin podsyca tego rodzaju nastroje
Z kolei w Rumunii polityk Claudiu Tarziu z partii Sojusz na rzecz Jedności Rumunów (AUR) oświadczył zaledwie dwa dni później, 29 stycznia, że Rumunia powinna "reintegrować" tereny Ukrainy graniczące z Rumunią, a zamieszkiwane przez ludność rumuńską - retoryka tu zdecydowanie kojarzy się z putinowską, w której ataki na Donbas był uzasadniane rzekomym dobrej rosyjskojęzycznych obywateli zamieszkujących te ziemie. "Źródła rosyjskie wzmocniły wypowiedzi Toroczkaia i Tarziu, a także wyeksponowały te skrajnie nacjonalistyczne roszczenia" - podkreśla ISW i przypomina, że jeszcze przed 2022 roku Rosja proponowała podzielenie Ukrainy między Rosję i Zachód. Według analityków z USA cel jest taki, jak zwykle - wbić klin między Ukrainę a Zachód, dzielić i rządzić, grając umiejętnie na społecznych nastrojach.