Mimo że do rezygnacji byłego kongresmana skandalisty i bohatera seksafery wzywają politycy oraz inni kandydaci, Weiner twardo mówi, że nie ma zamiaru zrezygnować z ubiegania się o fotel burmistrza Nowego Jorku.
Dzień po tym, jak na światło dzienne wyszła kolejna afera z nagimi zdjęciami i sprośnymi wiadomościami tekstowymi wysyłanymi do 22-letniej kobiety - i to już po zrezygnowaniu z fotela kongresmana w Waszyngtonie - zawrzało w środowisku polityków. Głównie demokratycznych. Lawinowo zaczęli oni wzywać Weinera do natychmiastowego wycofania się z kampanii. - Moim zdaniem czas najwyższy, by Weiner nie tylko wycofał się z wyścigu, lecz także z życia politycznego i jak najszybciej powinien zgłosić się po pomoc, bo najwyraźniej ma problem - napisał w komentarzu w "Daily News" były kolega Weinera, kongresman Jerrold Nadler. Również kandydaci na burmistrza wzywają go do rezygnacji. Jeden z nich, Bill de Blasio, robi to dość ostro.
- Obecność Anthony'ego w tym wyścigu to wstyd: dla nas i dla nowojorczyków. Ta kampania zamieni się w niekończące się i coraz bardziej żenujące skandale z jego udziałem. Najwyższy czas to skończyć - mówił w środę na wiecu wyborczym de Blasio.
Ale Anthony Weiner nie zamierza ich słuchać. - Nie wycofuję się z wyścigu i nie biorę takiej możliwości pod uwagę. Tamto jest już za mną. Moja żona mi wybaczyła, a wybory pokażą, czy to samo zrobili nowojorczycy - mówił Weiner reporterom przed siedzibą swojego sztabu wyborczego.