Bunt w Rosji. Prigożyn i Putin zataili jedną rzecz. Brytyjczycy twierdzą, że poznali kulisy puczu
Dziwny pucz w Rosji trwał kilkanaście godzin, ale może zaważyć na dalszych losach nie tylko tego kraju. W sobotę szef Grupy Wagnera wysłał kilka tysięcy swoich ludzi w pojazdach wojskowych do walki z siłami Putina i ogłosił bunt w Rosji. Niemal bez przeszkód wagnerowcy dotarli na odległość około 200 km od Moskwy, gdy nagle Prigożyn zarządził odwrót. Okazało się, ze negocjował z Putinem za pośrednictwem Łukaszenki. W zamian za nietykalność zgodził się wyjechać na Białoruś i zrezygnować z ataku na Kreml. Oficjalnie zapewnia teraz, że wcale nie chciał obalać rządu,a jedynie protestować i demonstrować. Jak było naprawdę? Co wydarzyło się między Władimirem Putinem a Jewgienijem Prigożynem, kiedy ten drugi zdecydował o przerwaniu swojego marszu na Moskwę i wycofał żołnierzy?
Brytyjski wywiad: Ludzie Putina grozili Prigożynowi, że skrzywdzą jego rodzinę, jeśli się nie wycofa
Brytyjscy dziennikarze mają nową teorię na ten temat. Powołując się na źródła w wywiadzie, Telegraph pisze, że Kreml wystosował wobec Prigożyna pewne groźby, które zdecydowały o przerwaniu buntu w Rosji. Otóż podobno ludzie Putina powiedzieli szefowi Grupy Wagnera, że skrzywdzą jego rodzinę, jeśli nie nakaże swoim żołnierzom odwrotu. To miało podobno przekonać Prigożyna. Kim jest rodzina szefa Grupy Wagnera? Jewgienij Prigożyn ma żonę Liubow i jest ojcem trojga dorosłych dzieci, 26-letniej Poliny, 18-letniej Weroniki i syna Pawła.
Prigożyn: "Nie chcieliśmy przelewać rosyjskiej krwi. Chcieliśmy demonstrować i protestować, a nie obalać rząd"
Jak wyjaśniał w swoim przemówieniu wygłoszonym z Białorusi Jewgienij Prigożyn, marsz jego ludzi na Moskwę tak naprawdę był pokazem tego, jak powinien był wyglądać początek wojny na Ukrainie. „Gdyby na początku specjalnej operacji wojskowej zadania wykonywali tacy ludzie jak Grupa Wagnera, być może potrwałaby ona tylko kilka dni. Pokazaliśmy poziom organizacji, który powinna mieć armia rosyjska” – stwierdził Prigożyn. Jak dodał, bunt bezpośrednio wywołał atak rakietowy na wagnerowców, w którym zginęło 30 osób, jednak w trakcie marszu nie zginął żaden rosyjski żołnierz po stronie przeciwnej. "Chcieliśmy, by sprawiedliwości stało się zadość dla tych, którzy popełnili wielkie błędy podczas operacji specjalnej. Nie chcieliśmy przelewać rosyjskiej krwi. Chcieliśmy demonstrować i protestować, a nie obalać rząd" - tłumaczy się teraz szef Grupy Wagnera.