Paulo pracował jako nadzorca w pakowni bananów w Coventry. Sprawował tę funkcję od miesiąca. Długo nie nacieszył się posadą. Jego współpracownikami byli głównie Polacy, którzy nie posługiwali się językami obcymi. Poza nim i innym brytyjczykiem wszyscy nadzorcy byli polakami. Podobnie było z jego podwładnymi. Grupa składała się z samych Polaków i jednego Rosjanina.
Paulo Franco miał wielkie trudności w dogadaniu się ze współpracownikami.
- Wszystkie spotkania i szkolenia pracowników odbywały się po polsku - twierdził Franco.
Problem narastał, aż w końcu szef poprosił Franco o odejście z firmy. Zwolniony mężczyzna zgłosił sprawę do sądu i złożył pozew o dyskryminację.
- Nie mam nic przeciwko Polakom, ale nie rozumiem, czemu takie rzeczy dzieją się w Anglii. Polacy są tu gośćmi, i powinni nauczyć się języka - mówił w rozmowie z "Daily Mail", dodając, że przez podobne sytuacje Wielka Brytania "traci swoją tożsamość".