Jeden z najzdolniejszych aktorów, prawdziwie skromny człowiek, któremu sukcesy nigdy nie przewróciły w głowie. Cały aktorski świat tak mówi teraz o zmarłym w niedzielę Philipie Seymourze Hoffmanie. Ale jego znajomi dodają też, że był on nie tylko uzdolniony, ale i pogrążony w kłopotach. Młody, początkujący aktor Hoffman nie miał urody amanta. Na castingach wygrywali bardziej przystojni koledzy, a on nie mógł poradzić sobie z presją. Wtedy zaczął ćpać. Już jako 22-latek miał za sobą odwyk. Ale przez ostatnie 20 lat był trzeźwy. W tym czasie rozkręciła się jego kariera.
Przeczytaj też: Philip Seymour Hoffman: kim był amerykański aktor?
Zaczęło się od roli w "Zapachu kobiety" z 1992 roku. Potem były "Boogie Nights" czy "Magnolia", aż przyszła pora na oscarową rolę w filmie "Capote". W życiu osobistym też wszystko się układało. Aktor był przez lata związany z kostiumografką Mimi O'Donnell (46 l.), mają troje dzieci. Rok temu pojawiły się plotki o powrocie Hoffmana do heroiny. Jesienią rozstał się z Mimi i zamieszkał osobno w Nowym Jorku. To tu znaleziono go martwego ze strzykawką wystającą z ręki.