Od kiedy Pan mieszka w Nowym Jorku? - Oj, już od dawna. Przyleciałem tu na stałe w 1989 roku. Zanim podjąłem taką decyzję odwiedzałem metropolię z żoną i córką wielokrotnie. Przyjeżdżaliśmy tu na wakacje do mojego ojca, który wyemigrował do USA w latach 60. Tak nam się spodobało, że postanowiliśmy przeprowadzić się do Stanów na stałe. I powoli zaczęliśmy budować swoje gniazdko. Tu przyszedł na świat mój syn. Dostałem pracę w banku, a moja żona Dorota pracuje jako informatyk w NYU Langone Medical Center.
W domu mówicie po polsku?
- Nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej. Zawsze wiedziałem, że mimo tego, iż będziemy żyć na emigracji, będziemy blisko Polonii. Moje dzieci uczęszczały do polskiej szkoły dokształcającej im. św. Faustyny na Ozone Park. Oboje mówią biegle po polsku. Prawdę powiedziawszy moje dzieci nie miały innego wyjścia, bowiem przez 10 lat byłem dyrektorem tej placówki, więc sama pani rozumie. W każdą sobotę razem szliśmy do szkoły. Dzieci na lekcje, a ja do pracy.
A czym obecnie zajmują się pana dzieci?
- Córka marzy o tym aby zostać dentystką. Aby spełnić swoje plany studiuje stomatologię na Tufts University w Bostonie. Syn poszedł raczej w moje ślady. Rozpoczął w tym roku studia na wydziale inżynierii elektrycznej i komputerowej na Johns Hopkins University.
Na Paradę Pułaskiego zawsze chodzili państwo całą rodziną?
- Tak. Polskie święto na Manhattanie jest wpisane w naszą rodzinną tradycję. Dokładnie zaczęło się od momentu, kiedy córka poszła do polskiej szkoły. Od tamtego czasu organizujemy wspólne wyjazdy na paradę nie tylko dla naszej rodziny, ale dzieci z całej polskiej szkoły na Ozone Park.
- Tak o mnie mówią ludzie, z którymi od lat pracuję na rzecz polskiego środowiska. A doceniono mnie dokładnie w 2009 roku, kiedy zostałem prezesem komitetu Parady Pułaskiego działającym przy Ozone Park. Wówczas poprowadziłem naszą lokalną społeczność 5 Aleją na Manhattanie w pierwszą niedziele października. Od tamtego czasu każdego roku nasza dzielnica licznie bierze udział w tym jedynym w swoim rodzaju święcie. Wierzę w to, że z każdym następnym rokiem będzie nas, Polaków mieszkających w różnych częściach metropolii, coraz więcej na paradzie.
Na czym tak naprawdę polega praca marszałka?
- Praca Wielkiego Marszałka i Marszałków Dzielnic polega dokładnie na tym samym. W głównej mierze na zbieraniu funduszy (fund raisers), które są przeznaczane na pokrycie kosztów związanych z organizacją przemarszu, jeśli chodzi o dzielnicę to również i transportu na Manhattan. Do naszych większych osiągnięć, jeśli chodzi o dzielnicę, zaliczyłbym zakup platformy (float) do prezentacji Miss Polonia.
Podczas naszej pierwszej rozmowy mówił pan, że pierwszą sprawą, którą zamierza wziąć w swoje ręce, będzie kwestia rozświetlenia Empire State Building. Co jeszcze znajduje się na liście spraw do załatwienia?
- Chciałbym przekonać do udziału w Paradzie Pułaskiego jak najwięcej młodych ludzi. Mam już plan jak to zrobić i go sukcesywnie realizuję. Do ambitnej młodzieży chcę dotrzeć przez nowoczesne media. A takim niewątpliwe jest portal se.pl, gdzie już pojawiła się pierwsza rozmowa ze mną. Chciałbym różnymi sposobami zachęcić młodzież do aktywnego udziału w Paradzie.
Na koniec proszę powiedzieć jak Wielki Marszałek spędza wolny czas i gdzie regeneruje siły?
- Energii do życia zdecydowanie nabieram w górach. Tam czuje się najlepiej. Relaksują mnie górskie wspinaczki oraz jazda na quadach. Jednak moją prawdziwą pasją jest narciarstwo. Całą rodziną jeździmy na narty Upstate New York. Jeśli uda mi się znaleźć dodatkowo kilka wolnych chwil, lubię je spędzać na polowaniach.