Ława przysięgłych w sądzie stanowym na Manhattanie w Nowym Jorku uznała byłego prezydenta Donalda Trumpa winnym 34 zarzutów fałszowania dokumentacji biznesowej w związku z ukrywaniem zapłaty za milczenie aktorki porno Stormy Daniels podczas kampanii wyborczej 2016 r. na temat ich rzekomego stosunku seksualnego. Trumpowi, który 5 listopada ponownie stanie do wyścigu o fotel prezydenta USA, grozi do roku więzienia. Komentatorzy są raczej zgodni co do tego, że uniknie odsiadki, jednak o tym, czy tak właśnie będzie zdecyduje 11 lipca sędzia Juan Merchan.
Skazanie Trumpa. "Wielkie kłopoty dla amerykańskiej polityki"
Tymczasem pojawiają się głosy, że skazanie może być tak naprawdę dla Trumpa zbawienne. "Uznanie Donalda Trumpa winnym przez sąd paradoksalnie może być mu na rękę; jeszcze bardziej pogłębi to wśród jego zwolenników syndrom oblężonej twierdzy; odbiorą to jako manewry establishmentu, by utrudnić mu kandydowanie" - uważa amerykanista prof. Zbigniew Lewicki. W rozmowie z PAP zwrócił uwagę, że "uznanie Trumpa winnym oznacza dla amerykańskiej polityki poważne kłopoty i prawdziwe problemy, bo będzie on kandydatem głównej partii w wyborach prezydenckich". "Wszelkiego rodzaju postępowania, których jest przeciw niemu kilka, odbierane są przez jego zwolenników jako manewry establishmentu, mające na celu utrudnienie mu kandydowania. To spowoduje narastanie napięć, może dojść do różnych form przemocy, przy których to, co działo się w styczniu 2021 r., okaże się nagle drobnym wydarzeniem".
Za co skazano Trumpa?
Trumpowi zarzucono, że ukrywając zapłatę 130 tys. za milczenie Stormy Daniels na temat ich rzekomego stosunku, ówczesny kandydat Republikanów starał się nielegalnie wpłynąć na wybory. Przysięgli zgodzili się ze śledczymi, że klasyfikując faktury dla pośredniczącego w transakcji ówczesnego prawnika Michaela Cohena jako zapłatę za usługi prawne, Trump złamał prawo z intencją popełnienia kolejnego przestępstwa, w tym złamania przepisów dotyczących finansowania kampanii wyborczych.