Władimir Putin chce niepodzielnie rządzić także wirtualnym światem! Choć aż trudno w to uwierzyć, rosyjskie władze podały do sądu niemal cały internet, a przynajmniej kilku gigantów, którzy nim trzęsą, takich jak Facebook, Google i Twitter. Domagają się nałożenia na nich kar finansowych po 4 miliony rubli. Dodatkowo Rosja spowolniła już działanie uznanego za szczególnie szkodliwego Twittera o 50 proc. O co chodzi? Oficjalnie władze w Moskwie uzasadniają wszystkie te posunięcia tym, że społecznościowi giganci oraz Google "nie usuwali treści sprzecznych z prawem", przy czym jako przykład podano... "podżeganie nieletnich do samobójstw, używanie narkotyków". Jednak sprawa ma oczywiście swoje drugie dno. Zaskakujący pozew dziwnie bowiem zbiegł się w czasie z protestami, jakie wybuchły w Rosji po aresztowaniu Aleksieja Nawalnego i skazaniu go na pobyt w kolonii karnej.
NIE PRZEGAP: Adele nie zapłaci mężowi ANI GROSZA alimentów! Finał rozwodu gwiazdy
Komentatorzy uważają, że chodzi tak naprawdę o to, by opozycja nie mogła pisać w mediach społecznościowych o tym, co dzieje się w kraju. W tej chwili konta rosyjskich opozycjonistów na Twitterze są źródłem materiału dla zachodnich dziennikarzy. Przeciwnicy Putina publikują wstrząsające materiały z protestów, pokazujące brutalność służb bezpieczeństwa. Ponadto skrzykują się przez internet na wiece. Prezydent chce zapewne ukrócić tę wirtualną swobodę. Ale kto mieczem wojuje... Jak pisze m.in. "The Guardian", podczas akcji spowalniania Twittera coś poszło nie tak i spowolniono także działanie... stron rządowych, w tym oficjalnej strony Kremla oraz instytucji zajmującej się internetową cenzurą. Prokremlowscy komentatorzy rozpowszechniają już pogłoski o ataku hakerskim USA.