"Obecna sytuacja może bardzo szybko doprowadzić do sytuacji, jakiej na Białorusi jeszcze nie było - do rozlewu krwi i to z obu stron konfliktu" - tak sytuację w kraju tuż za naszą wschodnią granicą ocenia białoruski publicysta Arciom Szrajbman na niezależnym portalu Tut.by. "Nie ma sposobu, by uchronić kraj przed osunięciem się w spiralę przemocy" - dodaje. Analityk odniósł się w ten sposób do represji narastających tuż przed wyborami prezydenckimi, których termin wyznaczono na 9 sierpnia.
A jedynie słusznym kandydatem jest oczywiście Aleksandr Łukaszenka. Jego głównego oponenta Wiktora Babarykę wsadzono do więzienia tydzień temu pod zarzutem prania pieniędzy. Według ekspertów obywatele Białorusi jeszcze nigdy za czasów Łukaszenki nie byli tak zainteresowani polityką. W wielu miastach tworzą pokojowe demonstracje i "ludzkie łańcuchy", zbieraja podpisy na rzecz opozycyjnych kandydatów pod hasłem "na każdego, byle nie na niego". Zatrzymano już setki osób. Władze utrzymują, że do protestów przeciw rezimowi podżegają "siły zewnętrzne".