Iran nie włączy się bezpośrednio do wojny na Bliskim Wschodzie? Według eksperta z OSW nie jest to w interesie władz w Teheranie
Wojna na Bliskim Wschodzie trwa już drugi miesiąc. Zaczęło się od krwawego ataku Hamasu na Izrael 7 października i wymordowaniu 1200 osób, w większości niewinnych cywilów. Informacje o wyjątkowym bestialstwie terrorystów obiegły świat. Odpowiedź Izraela była miażdżąca. W atakach odwetowych na Hamas zginęło według palestyńskiego ministerstwa zdrowia 11 tysięcy osób, w tym 4,5 tysiąca dzieci. W dodatku pozostają obawy o eskalację konfliktu. Już teraz dochodzi do wymiany ognia z Libanem. Czy Iran wprost włączy się do wojny, czy będzie militarna interwencja USA? Teraz na ten temat wypowiedział się w rozmowie z Polską Agencją Prasową Krzysztof Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW). Ekspert mówi co prawda o "bardzo wysokim" ryzyku eskalacji, ale ma też o wiele bardziej pocieszające informacje.
"Obecnie główny ciężar odstraszania spoczywa na USA i siłach, które zgromadziły w regionie. To jest główny powód zachowawczej postawy Iranu, ale też Hezbollahu”
Zdaniem Krzysztofa Strachoty szanse na bezpośrednie wejście Iranu w konflikt nie jest duże. „Tradycyjnie Iran zachowuje bardzo silne instrumenty działania za pośrednictwem Hezbollahu, w mniejszym stopniu ugrupowań jemeńskich i syryjskich, ale zakładam, że Teheran przyjął postawę wyczekującą i ich nie użyje pierwszy. Czas wydaje się grać na korzyść Iranu” – ocenia ekspert OSW. „Siła odstraszania Izraela jest na tyle duża, że jak dotąd, w perspektywie dekad, Iran nie decydował się na bezpośrednią konfrontację z Izraelem. Obecnie główny ciężar odstraszania spoczywa na USA i siłach, które zgromadziły w regionie. To jest główny powód zachowawczej postawy Iranu, ale też Hezbollahu” - dodał analityk. Zdaniem Krzysztofa Strachoty wielka eskalacja nie jest w interesie Iranu. „Oni są zdecydowanie bardziej efektywni w długofalowych działaniach asymetrycznych” – podkreśla analityk.