"Mem stał się rzeczywistością", "On powinien poddać się testowi na sprawność umysłową" - takie komentarze wywołał najnowszy filmik z udziałem Joe Bidena. Oczywiście głównie wśród republikańskich wyborców. Inni uważają, że to burza w szklance wody i ze stanem umysłu prezydenta Stanów Zjednoczonych wszystko jest w jak najlepszym porządku. Co się stało? Joe Biden poszedł na zakupy do sklepu ze słodkimi placuszkami w Michigan. Tam zdybali go reporterzy i postanowili podpytać go o ostatnie wielkie ataki hakerskie na dwieście firm. Joe Biden wydawał się rzeczywiście nieco skołowany, sięgnął do notatek i z niezbyt dużym przekonaniem mówił, że nie ma pewności, kto ataki przeprowadził i że "potem będzie w lepszej formie, by o tym porozmawiać". "Powiem, co mi przysłali, ok?" - mówił, szukając notatek. W międzyczasie płaci kasjerce za placek z wiśniami, co dodatkowo go rozproszyło. "Jeśli to byli Rosjanie, odpowiemy" - dodał Joe Biden.
NIE PRZEGAP: Siedział na sedesie. PYTON pogryzł mu genitalia!
Do wielkiego ataku hakerskiego na amerykańskie przedsiębiorstwa doszło w zeszłym tygodniu. Poinformowała o tym Agencja Bezpieczeństwa Cybernetycznego i Infrastruktury (CISA). Ofiarą hakerów padło 200 firm. Część mediów od razu zaczęła oskarżać o atak Rosjan, jednak przykładowo Andrew Howard, dyrektor szwajcarskiej firmy Kudelski Security uważa, iż motyw włamania był czysto finansowy i nie stoi za tym żadne państwo. Atak polegał bowiem na zablokowaniu dostępu do danych, które miały być odblokowane dopiero po wpłaceniu okupu. Tego typu działania nazywa się atakiem ransomware. Rosja zaprzeczyła, by stała za tymi działaniami.