Jeszcze w poniedziałek obaj kandydaci prowadza kampanię w tzw. stanach wahadłowych, czyli tych, które mają zadecydować o wyniku wyborów. We wtorek Amerykanie wybiorą także nowych senatorów i kongresmenów.
Oczekuje się, że demokraci utrzymają większość w Senacie, a republikanie w Izbie Reprezentantów. Głównym tematem kampanii była sytuacja gospodarcza Ameryki, która nie wygląda najlepiej. O 23 milionach bezrobotnych i 47 milionach pobierających pomoc żywnościową Romney wspominał przy każdej okazji, bo to były jego najmocniejsze argumenty przeciw Obamie. - Obiecywał tak dużo, a zrobił tak mało - powiedział Romney na jednym z ostatnich już spotkań przedwyborczych w Ohio. Romney chciałby, by te właśnie słowa zapadły w pamięć wyborcom w tym jednym z kluczowym stanów wahadłowych. Obama przekonywał jeszcze w niedzielę także w Ohio, że potrzebuje drugiej kadencji, by dokończyć to wszystko, czego nie zdołał zrobić w pierwszej. Obama obiecuje też w drugiej kadencji wielką reformę imigracyjną z jakąś forma legalizacji dla imigrantów bez papierów. Tym chciał przyciągnąć przede wszystkim Latynosów- To będzie wybór pomiędzy dwoma różnymi wersjami Ameryki - powiedział w Cincinnati dając do zrozumienia, że ta Romneya będzie tylko Ameryką dla bogatych.
Przez cały czas Obama starał się przedstawić Romneya jako multimilionera, który nie ma pojęcia o problemach i życiu prawdziwych ludzi. Prócz Ohio Romney musi wygrać także na Florydzie i w Wirginii, by marzyć o Białym Domu. Układ głosów wygląda obecnie tak, że Kalifornia i Nowy Jork - dwa wielkie stany, prócz kilku mniejszych - są zarezerwowane dla demokratów. Republikanie mają wielki Teksas i większość Południa, a walka toczy się o resztę. Jeśli Romney wygra, będzie pierwszym mormonem na najwyższym stanowisku w państwie.